Forum Xavier Naidoo & Söhne Mannheims Group Strona Główna Xavier Naidoo & Söhne Mannheims Group
Polskie Forum poświęcone twórczości Xaviera Naidoo i Söhne Mannheims
 
 » FAQ   » Szukaj   » Użytkownicy   » Grupy  » Galerie   » Rejestracja 
 » Profil   » Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   » Zaloguj 

Artykuły wszelakie
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Xavier Naidoo & Söhne Mannheims Group Strona Główna -> Freestyle
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Yoostysia




Dołączył: 29 Gru 2005
Posty: 480
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Kraków

PostWysłany: Sob 0:08, 19 Sie 2006    Temat postu:

Przeczytałam i jestem w szoku Shocked Degrengolada... Dewiacja... Jak to nazwać? Brak mi słów... Czy coś takiego może zdarzyć się w XXI wieku? Jak widać, niestety tak Confused


Chodź do łóżka, maleńka


Dobry glina, dobry ojciec, dobry dziadek – tak mówią o człowieku, który terroryzował rodzinę i ma dzieci z własną córką.

- Nie ma sprawiedliwości, panie, oj nie ma - Wiesława jest już po czterdziestce i właśnie dowiedziała się, że jej mąż 10 najbliższych lat spędzi za kratkami. Choć jest jeszcze nadzieja: - Adwokat, proszę pana, na pewno się odwoła. Jej córka Weronika, ładna, 23-letnia blondynka, jest smutna: - Był dobrym ojcem - mówi. - Prosiłam sąd, żeby nie był tak surowy. To, że siedział rok do sprawy, jest już dla niego i tak dużą karą i upokorzeniem.

Na kolanach Weroniki baraszkują jej szkraby - 6-letni Grześ i 2,5-letnia Kasia. Tęsknią za ukochanym dziadziusiem, którego zabrali źli panowie w mundurach. Takich samych mundurach, jaki dziadziuś zakładał do pracy. Bo dziadziuś był policjantem, dzielnym, że ho, ho. - Za kilka lat trzeba im będzie powiedzieć, że dziadek jest równocześnie ich tatą - Wiesława gładzi dzieci po głowie. Ale jak powiedzieć dzieciom, że dziadziuś zaczął gwałcić ich mamusię, kiedy była niewiele od nich starsza - miała zaledwie 12 lat?

Szczęście Włodzimierza

Sędzia Mariusz Ulman z nyskiego sądu rejonowego nie miał wątpliwości: za współżycie z córką, z którą ma dwoje dzieci, wymierzył najwyższą dopuszczalną karę - łącznie 10 lat pozbawienia wolności. Skazany, 44-letni Włodzimierz, były policjant Komendy Miejskiej w Opolu, miał i tak szczęście, że aresztowano go 12 sierpnia ubiegłego roku - kilka tygodni później przepisy się zaostrzyły i mógłby dostać pięć lat więcej. To szczęście zawdzięcza Agacie, rezolutnej dwudziestoparolatce spod Opola.

- Poznałam Piotra, młodszego brata Weroniki - opowiada. - Był skryty, zamknięty w sobie, bardzo poważny jak na swoje 19 lat. A dzieci Weroniki to skóra zdjęta z jej ojca, a ich dziadka. Nie dawało mi to spokoju.Agata tak długo wierciła dziurę w brzuchu Piotrowi, aż chłopak się otworzył i opowiedział rodzinną tajemnicę. - Szok - wspomina swoją reakcję. - Namówiłam go, żeby to zgłosił do prokuratury. Na policję baliśmy się iść, w końcu pan Włodzimierz tam pracował.Prokuratura w Opolu nie przyjęła zgłoszenia. - Odesłali nas do Nysy, tłumacząc, że to właściwy rejon - opowiada Agata. - W Nysie zadziałali od razu. No i w ten właśnie sposób Włodzimierz trafił za kratki brzeskiego aresztu. Dwa dni przed aresztowaniem ostatni raz współżył seksualnie. Z córką.

Jak chłop wypije

Sąd nie udziela o sprawie informacji. Jest delikatna i zbyt świeża. Dziennikarskie śledztwo odsłania zaledwie rąbek gehenny, jaką zgotował swoim najbliższym Włodzimierz. Pobrali się z Wiesławą w 1981 roku w śląskim miasteczku, gdzie zamieszkali. Sześć lat później mieli już trójkę dzieci. Mniej więcej wtedy z Włodzimierza zaczęło wychodzić zwierzę.

- Ale tylko po pijanemu - zastrzega Wiesława. - Przecież to normalne. Chłop jak wypije, to się awanturuje. Widział pan kiedyś innego? Mąż rzucał w nią sprzętami, bił, dusił, miotał po pokoju, wyklinał, straszył, że razem z dziećmi zginą z głodu, jak ich zostawi. W ten sposób zmuszał ją do współżycia. - Jaki to gwałt? - dziwi się Wiesława. - Tylko prokurator tak twierdzi. Dla mnie to było spełnienie obowiązku małżeńskiego. Dzieciom też się obrywało: ręką, kablem, paskiem. Alka tato wyrzucił kiedyś gołego na klatkę schodową, Piotrowi przystawiał do szyi nóż. Ale najgorzej miała Weronika. W 1995 roku tatuś dostrzegł w niej kobietę. Miała wówczas 12 lat.

Dobry glina

Zaczęło się od pieszczot: dotykał córeczkę w intymne miejsce ręką, potem członkiem. W końcu poszedł na całość: dopadł ją w łóżku, zdarł ubranie, przycisnął dwunastolatkę do ściany. Próbowała się bronić, odpychała go, płakała. Ale 33-letni byczek był niewzruszony - żądza okazała się silniejsza niż instynkt ojcowski. Od tej pory sypiał z córką regularnie. Kazał żonie zrobić przemeblowanie - ona spała w jednym pokoju z synami, on w drugim z Weroniką. Współżyli raz, kilka razy w miesiącu.

Piotr widział, jak tato gwałci siostrę, ale zastraszony milczał. Wiesława też zaczęła się domyślać. Przyczaiła się za szafą i zobaczyła, jak mąż rozbiera córeczkę i nagi kładzie się na niej. Wściekła się, rzuciła na niego z pięściami. Ale Włodzimierz szybko poradził sobie z oporem i dalej sypiał z Weroniczką w jednym pokoju. Włodzimierz nie lubił prezerwatyw. Preferował stosunki przerywane. To dość zawodna metoda antykoncepcji - w pierwszej klasie szkoły średniej 15-letnia Weronika była w ciąży. Tak się złożyło, że równocześnie z matką.

Żeby ludzie nie gadali, przeprowadzili się na Opolszczyznę. Kupili dom w wiosce na południu województwa. Weronika urodziła Grzesia. Włodzimierz dostał pracę w Komendzie Miejskiej Policji w Opolu. Koledzy lubili go, przełożeni cenili. Był dobrym gliną.

Numerek w lesie

W 2002 roku Grześ skończył dwa latka, Weronika wyrosła na atrakcyjną dwudziestolatkę, a we Włodzimierzu znowu zabuzowały chucie. Tym razem nie sypiał z córką w domu - miejsce na szybkie numerki (od tyłu, bez pieszczot - wyjawiła Weronika) znalazł w pobliskim lasku, koło którego wracali z zakupów. Po krótkim czasie dziewczyna znowu była w ciąży. Brzuch nie przeszkadzał jednak ojcu - sypiał z nią nadal. Po porodzie też.

Potem pojawiła się w ich rodzinie ta wścibska Agata, która przełamała strach Piotrka - i Włodzimierza aresztowano. Bronił się, zaprzeczał, twierdził, że to wymierzony w niego spisek. Badania DNA wykazały jednak niezbicie - Włodzimierz jest ojcem własnych wnuków. Zza krat spełnił też groźbę, którą terroryzował rodzinę - żona i dzieci zostali bez środków do życia. Czemu? Bo był ich jedynym żywicielem.

Kłopoty zostały

Kiedy przed rokiem dobry glina znalazł się za kratkami, opolska komenda, w której pracował, poczuła się w obowiązku pomóc jego rodzinie: - Napisali pismo, że dadzą zapomogę, jakieś dwa tysiące - wspomina Wiesława. - To był dla nas ratunek, bo nie mieliśmy za co żyć. Ale nie doczekaliśmy się - potem przysłali drugie pismo, że nic nam nie dadzą.

Bardziej litościwy okazał się komendant w Nysie: - Pogadał ze starostą i ten załatwił Weronice roboty publiczne, sprząta u księdza - mówi Wiesława. - Ale ta praca już się kończy. Rodzina uczy się żyć bez Włodzimierza. Nie jest to jednak życie proste. Bez pana i władcy i bez jego pieniędzy. Krzywdy, jakich doznali, odchodzą w niepamięć. Kłopoty zostają. - Już jest lepiej, ale kredytów jeszcze nie pospłacaliśmy - mówi Weronika. - Co zrobić, żyć trzeba.

Ciężko nam bez niego

Sąsiad zza płotu uśmiecha się: - Czy wiedziałem? Panie kochany, cała wioska o tym wiedziała. Czemu nie zgłosiłem na policję? Nie będę się wpieprzał w czyjeś życie. Skoro im samym to nie przeszkadzało, to co mnie do tego?!Weronika mieszka dziś z narzeczonym - Darkiem. Dzieci zaczynają mówić do niego tato. - Jako mężczyzna mam żal do teścia, że sypiał z Weroniką, bo jak można coś takiego córce zrobić - mówi. - Ale poza tym był dobrym człowiekiem. Brał dzieci do zoo, kupował im różne rzeczy. Jak przyjeżdżałem do Weroniki, zapraszał na grilla, graliśmy w karty. Nie wiedziałem, że ją molestował.

- Ale jak się Darek pojawił, to już jakby mniej - zaznacza Weronika. - Napisałam do sądu prośbę o jak najmniejszy wymiar kary dla taty. To dobry człowiek, bez niego ciężko nam finansowo i duchowo. Jaka kara byłaby sprawiedliwa? Myślę, że najwyżej pięć, sześć lat. Wiesława jest zła na sąd i biegłych: - Ludzie gorsze rzeczy robią i takich surowych wyroków nie dostają. Uwzięli się na niego. Seksuolog od razu powiedział, że on się nie poprawi. A przecież jak go zamknęli, to płakał. Pierwszy raz w życiu widziałam, jak mu łzy lecą.


Za [link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
seeker




Dołączył: 04 Sie 2005
Posty: 1143
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Sob 1:13, 19 Sie 2006    Temat postu:

Nie wiem jak mogłabym to skomentować...

Za to styl w jakim ten "artykuł" jest napisany to po prostu skandal.

Z tej samej beczki... Rolling Eyes Shocked

Kręcił porno z własnymi dziećmi i psem

Wrocławski Sąd Rejonowy aresztował w czwartek na 3 miesiące 41-letniego mieszkańca Kołobrzegu podejrzanego o to, że obcował płciowo z małoletnimi poniżej 15. roku życia oraz produkował i rozpowszechniał filmy pornograficzne z udziałem własnych dzieci i psa. Grozi mu za to kara do 12 lat więzienia.

czynów i złożył wyjaśnienia. Nie podał motywów swojego zachowania. Tymczasem ze źródeł zbliżonych do organów ścigania wiadomo, że zatrzymany podczas przesłuchania tłumaczył, iż w swoim postępowaniu nie widział niczego złego.

Morawski mówił też, że prokuratura wystąpiła w trybie nadzwyczajnym do sądu o podjęcie decyzji w sprawie zagrożonych demoralizacją dzieci mężczyzny. Dokumenty dotyczące sprawy do sądu w Kołobrzegu przesłali też policjanci.

Mieszkaniec Kołobrzegu jest czwartym członkiem pedofilskiej szajki działającej w internecie, zatrzymanym przez wrocławską policję. Jej członkowie za pośrednictwem sieci wymieniali się między sobą zdjęciami i filmami pornograficznymi z udziałem dzieci i zwierząt.

Mężczyzna zajmował się produkcją wymienionych materiałów pornograficznych. Do ich realizacji wykorzystywał swoje dzieci, 13-letnią córkę i 15-letniego syna. W materiałach pornograficznych z udziałem zwierząt wykorzystywał ponadto swoje psy. Wyprodukowane materiały za drobną opłatą rozsyłał do znajomych osób, m.in. również do trzech wcześniej zatrzymanych w tej sprawie mężczyzn.

Jak ustalili policjanci, mężczyzna zajmował się tym procederem od ponad 2 lat.

Wcześniejszych zatrzymań dokonano w ciągu ostatnich trzech miesięcy. W połowie maja dolnośląscy funkcjonariusze zatrzymali mieszkańca województwa kujawsko-pomorskiego, który przez kamerę internetową udostępniał podgląd na siebie, gdy obnażał się i dokonywał czynności seksualnych. Robił to podczas korespondencji w jednym z tzw. pokojów, przeznaczonym na czacie internetowym dla dzieci od 10 do 15 lat.

Jak ustalili policjanci, działał on na wielu forach dyskusyjnych o tematyce seksualnej. Nawiązywał kontakty z innymi internautami proponując wymianę materiałów z pornografią dziecięcą. Jednocześnie chwalił się, że miał kontakty seksualne z osobami niepełnoletnimi.

Podczas przeszukania funkcjonariusze znaleźli w jego mieszkaniu komputer, kamerę internetową i nośniki pamięci zawierające pliki ze zdjęciami pornograficznymi z udziałem dzieci poniżej 15. roku życia. Mężczyzna prowadził zajęcia z dziećmi i dorosłymi z zakresu wschodnich sztuk walki. W miejscu, gdzie odbywały się treningi, policjanci znaleźli znacznie więcej zdjęć, jeszcze bardziej drastycznych.

Po przedstawieniu zarzutów zatrzymany trafił do aresztu.

Kolejny podejrzany o pedofilię został zatrzymany przez dolnośląskich policjantów pod koniec maja br. w innym regionie Polski. W jego mieszkaniu funkcjonariusze znaleźli również zdjęcia z udziałem dzieci i zwierząt. Ustalili też, że wymieniał się nimi z mężczyzną zatrzymanym poprzednio. On także został aresztowany przez wrocławski sąd.

Trzeci mężczyzna wpadł w ubiegłym tygodniu. W czasie przeszukania jego mieszkania policjanci zabezpieczyli laptop, dysk twardy i płytę CD-R. Znaleźli około 1000 zdjęć z udziałem dzieci poniżej 15. roku życia i zdjęć pornograficznych z udziałem niepełnoletnich, a także zwierząt. Poza tym funkcjonariusze znaleźli kilkadziesiąt filmów o podobnej tematyce, w tym filmy z udziałem dzieci poniżej 8. roku życia. Ten mężczyzna również został aresztowany.

(PAP)


Z wrażenia zapomniałam o źródle

[link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
alla




Dołączył: 11 Maj 2006
Posty: 499
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Sob 14:30, 19 Sie 2006    Temat postu:

Ja nie mogę.... jak to czytam to poprostu... szkoda słów Rolling Eyes .
Powrót do góry
Zobacz profil autora
seeker




Dołączył: 04 Sie 2005
Posty: 1143
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Wto 10:07, 22 Sie 2006    Temat postu:

Ja już pomijam jaką bzdurą są te żądania, ale szlag mnie trafia, że dystrybutorzy wychodzą z założenia, że widz polski nie zniesie w kinie języka niemieckiego.
Przecież ani But Manitou ani te krasnale nie są filmami dla dzieci, które nie potrafią czytać.
Aż dziw, że Hitler nie przemówił do nas po polsku w Untergangu... Rolling Eyes
A może nagle w nasz kraj zrobił się tak bogaty, że będzie wprowadzał dubbing do wszystkiego i trenuje na filmach z Niemiec? Twisted Evil Rolling Eyes

Obrońcy praw dzieci: wyciąć Rutkowskiego z bajek

[link widoczny dla zalogowanych]
Niemieckiego aktora Christiana Tramitza (w środku) dubbinguje detektyw.

Więzień nie powinien występować w bajkach! - obrońcy praw dzieci domagają się, by głos aresztowanego detektywa Rutkowskiego zniknął z dubbingu filmu o królewnie Śnieżce

W polskiej wersji "Siedmiu krasnoludków - prawdziwa historia" (kinowa premiera w piątek) postać Wielkiego Łowczego dubbinguje Krzysztof Rutkowski. Kilka dni po nagraniu wylądował w bytomskim areszcie oskarżony o konszachty z mafią paliwową i pranie brudnych pieniędzy. Działacze prodziecięcych fundacji oskarżają teraz dystrybutora filmu o brak reakcji na uwięzienie detektywa.

- Powariowali! Może zamiast Rutkowskiego powinni dać głos "Dziada" lub "Pershinga". Równie medialni i kontrowersyjni - pokpiwa Jakub Śpiewak, szef zwalczającej przemoc wobec dzieci fundacji Kid Project. Podobnego zdania jest fundacja Dobre Media - Media bez Przemocy.

Wielki Łowczy w bajce braci Grimm ma porwać Śnieżkę na zlecenie Złej Królowej, której lustereczko powiedziało, że jest brzydsza od Śnieżki. Dzięki pomocy sprytnych krasnoludków wraca z polowania z niczym.

- Wybraliśmy Rutkowskiego, bo nie ma w Polsce drugiego tak powszechnie kojarzonego detektywa. Idealnie pasuje do roli - mówi Marcin Piasecki, dyrektor artystyczny Kino Świat. Tłumaczy, że dystrybutor podpisał kontrakt na długo przed postawieniem zarzutów detektywowi.

- Jako Wielki Łowczy wypadł bardzo dobrze. Wszystkie prace niezbędne do dystrybucji i promocji filmu z jego udziałem zostały już dawno zakończone, a termin premiery ustalony. Nie widzimy powodu, by cokolwiek zmieniać. Ta sprawa nie wpływa na kształt i odbiór filmu - słyszymy w Kino Świat.

Kontrowersjami wokół polującego na Śnieżkę Rutkowskiego zbulwersowana jest jego żona Magdalena. - On tak bardzo kocha dzieci. Gdańskie maluchy uhonorowały go nawet wpisem do księgi pamiątkowej Oliwskiego Słoneczka. Dziwiłabym się bardzo, gdyby jego głos usunięto z "Siedmiu krasnoludków" - mówi.

- Jest pewien dyskomfort - przyznaje Przemysław Predygier, rzecznik prasowy Rzecznika Praw Dziecka. Zapowiada apel do dystrybutora o zajęcie oficjalnego stanowiska.

Magdalena Rutkowska powtarza uparcie, że mąż jest niewinny. Zwraca też uwagę na fabułę filmu, gdzie ukarany za źle wykonaną misję Wielki Łowczy, bohater pozytywny, ląduje... w więzieniu.

Rafał Romanowski


Źródło: [link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ewe




Dołączył: 23 Lis 2005
Posty: 992
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Cieszyn

PostWysłany: Pią 8:48, 22 Wrz 2006    Temat postu:

Kanadyjczyk omyłkowo torturowany jako terrorysta Shocked
Paweł Szczerkowski

Kanadyjczyk Maher Arar przez rok był więziony i torturowany w syryjskim więzieniu jako terrorysta z al Kaidy. Komisja śledcza kanadyjskiego rządu ogłosiła właśnie, że był niewinny i padł ofiarą błędu służb specjalnych Kanady i USA

Historia tragicznej pomyłki zaczyna się pewnego grudniowego dnia 1997 r. w Ottawie choć 25-letni Maher Arar nie zdaje sobie z tego sprawy. Niby jak - wynajęcie mieszkania nie jest przecież zbrodnią. Syryjczyk z pochodzenia, od 17. roku życia w Kanadzie, właśnie skończył studia i w Ottawie otwierała się przed nim kariera w firmie telekomunikacyjnej.

- Muszę wynająć mieszkanie, podpisz mi się na umowie jako świadek - poprosił przez telefon znajomego Naziha Almalki. Ich rodzice dobrze się znali, bo w 1989 r. razem przybyli do Kanady z Syrii.

- Zajęty jestem, wyślę ci brata - odparł Nazih.

Abdullah Almalki przyjechał, podpisał co trzeba i tyle go Maher odtąd widział. Nie przypuszczał, że pięć lat później podpisu Abdullaha o mało nie przypłaci życiem.

Powrót do Syrii

26 września 2002 r. Maher i jego żona Monia Mazigh wracają z wakacji w Tunezji. Na lotnisku JFK w Nowym Jorku czekają na przesiadkę do Montrealu, gdzie obecnie mieszkają z dwójką małych dzieci. Podczas kontroli paszportowej coś jest nie tak.

"Proszę za mną" słyszy Maher i zostaje zaprowadzony do pustego pokoju. Po dwóch godzinach przychodzą urzędnicy, biorą jego odciski palców i robią mu zdjęcia. - To rutynowa procedura, zaraz pana puścimy - słyszy tylko, gdy prosi o wyjaśnienia, żąda adwokata i telefonu.

Tego samego domaga się później od policjanta i agenta FBI, którzy przyjeżdżają go przesłuchać. Odpowiedzią są tylko pytania - o pracę, podróże, znajomych.

Po kilku godzinach, gdy dochodzi północ, pada nazwisko Abdullah Almalki. Maher odpowiada, że widzieli się może parę razy w życiu. Wtedy agent FBI pokazuje mu umowę najmu mieszkania z 1997 r. Kanadyjczyk zostaje skuty i przewieziony do celi. Nie wie, gdzie jest, dlaczego i co się z nim stanie.

Scenariusz rodem z Kafki powtarza się następnego dnia. Od rana do wieczora trwa przesłuchanie, o głodzie, bo ostatni posiłek Maher zjadł w samolocie. Tylko pytania się zmieniają - co myśli o ben Ladenie, o Palestynie, o Żydach. Prośby o wyjaśnienia i adwokata znów są ignorowane. Dopiero trzeciego dnia Arar dostaje dokument, w którym czyta, że USA uznają go za członka organizacji terrorystycznej związanej z al Kaidą. Wraca do celi.

Opuszcza ją na dobre dopiero 8 października, o trzeciej nad ranem, gdy półprzytomny wysłuchuje decyzji o deportowaniu do Syrii. Wywozi go prywatny samolot, w którym jest jedynym pasażerem.

- Przez całą podróż myślałem tylko o jednym: co robić, żeby mnie tam nie torturowali - opowiadał później Kanadyjczyk.

Po 30 godzinach podróży zostaje wsadzony na ciężarówkę i przewieziony do ponurego gmachu gdzieś w Damaszku. Dopiero później dowie się, że to okryta złą sławą siedziba syryjskiego wywiadu. Jego nowa cela ma 2 metry kw. powierzchni i 2 metry wysokości. Pośrodku sufitu jest zakratowany otwór, przez który częściej od bladych promieni słonecznych spływa mocz mieszkających na górze kotów. Za łóżko służy koc, za toaletę tekturowe pudełko. Maher spędzi tu następne dziesięć miesięcy i dziesięć dni.

Rok tortur

- Cela przypominała grób - mówił 4 listopada 2003 na konferencji prasowej w Kanadzie. Sala pękała w szwach od dziennikarzy, kamer telewizyjnych i fotoreporterów pstrykających zdjęcia, gdy przez ponad godzinę odczytywał swoje oświadczenie. Opisał w nim w szczegółach wszystko, przez co przeszedł od zatrzymania na lotnisku JFK po pierwszy od roku prysznic, który wziął w rezydencji ambasadora kanadyjskiego w Damaszku.

- Bicie zaczęło się na drugi dzień - opowiadał o więzieniu w Syrii. - Czarnym elektrycznym kablem, grubym na jakieś dwa cale. Uderzali nim po całym ciele, głównie po palcach. Nie płynęła krew, pojawiały się tylko obrzęknięte, czerwono-niebieskie rany.

Syryjczycy specjalizowali się też w torturach psychicznych. Maher twierdzi, że jego przesłuchania trwały po 18 godzin i czasem zostawiano go samego, by słuchał wrzasków współwięźniów katowanych w sąsiednich salach. Przyznawał się do wszystkiego - że jest terrorystą, że był w obozach al Kaidy w Afganistanie, że planował zamachy itp.

Maher Arar mógłby nigdy nie wyjść z syryjskiej celi, gdyby nie jego żona. Monia Mazigh po powrocie do Kanady natychmiast zawiadomiła władze i zgłosiła się po pomoc do Amnesty International. Relacje o Kanadyjczyku, który został pomyłkowo wzięty za terrorystę i bezprawnie wywieziony przez Amerykanów, pojawiły się w prasie i telewizji.

- Rząd USA odmówił przekazania jakichkolwiek informacji o losie Arara, jedyne, co mogliśmy robić, to nagłaśniać sprawę - mówi "Gazecie" Alex Meze, szef kanadyjskiego oddziału Amnesty. Podziałało i władze kanadyjskie zaczęły naciskać Syryjczyków, by uwolnili ich obywatela. Udało się dopiero we wrześniu 2003 r.

Pod presją mediów w styczniu 2004 r. rząd w Ottawie powołał komisję śledczą, która przeprowadziła dochodzenie i przesłuchała m.in. dziesiątki funkcjonariuszy kanadyjskiego wywiadu i policji.

"Mogę kategorycznie stwierdzić, że nie istnieją żadne dowody wskazujące, by pan Arar złamał prawo albo by jego działania stanowiły zagrożenie dla bezpieczeństwa Kanady" - napisał w opublikowanym w tym tygodniu raporcie szef komisji Dennis O`Connor. Raport stwierdza, że Maher Arar nie miał związków z organizacjami terrorystycznymi. Padł po prostu ofiarą nadgorliwości kanadyjskich służb po zamachach 11 września.

Ofiara wojny z terroryzmem

Jesienią 2001 policja kanadyjska zaczęła rozglądać się za podejrzanymi osobami, które mogą być terrorystami planującymi zamach. Namierzyli m.in. Abdullaha Almalki. Jego spotkanie z Ararem w 1997 r. wystarczyło, by Arar został również wciągnięty na listę podejrzanych, a do służb amerykańskich przekazano informację, że chodzi o "ekstremistę islamskiego podejrzanego o związki z al Kaidą". Czy tak było, nie sprawdzono.

Gdy Arar pojawił się na terytorium USA, Amerykanie przekonani, że mają do czynienia z terrorystą, postanowili sięgnąć po metodę tzw. extraordinary rendition - porwania osoby podejrzanej o terroryzm i przewiezienia jej do kraju, w którym stosowane są tortury.

Administracja Busha nigdy się do tego nie przyznała, wiadomo jednak, że traktuje operacje rendition jako skuteczny środek walki z terrorystami. Metody przesłuchań stosowane w krajach arabskich, niedozwolone w USA, pozwalają szybciej wydobyć z nich bezcenne informacje. Ale drugą stroną medalu jest tragedia niewinnych ludzi, takich jak Maher Arar, których pochopnie uznano za terrorystów. Kilka miesięcy temu głośna była w Niemczech sprawa Libańczyka z niemieckim paszportem Chaleda Masriego, którego w 2003 r. CIA porwała w Macedonii i dopiero po sześciu miesiącach więzienia w Afganistanie uznała, że nie ma nic wspólnego z al Kaidą.

- Amnesty szacuje, że nawet kilka tysięcy osób trafiło wskutek operacji rendition do więzień w krajach stosujących tortury - mówi nam Alex Meze z kanadyjskiej AI.

Maher Arar wciąż toczy batalię z rządami Kanady i USA w sądach, choć nie domaga się odszkodowania. - Proszę tylko, by te rządy publicznie mnie przeprosiły, oczyszczając moje dobre imię - powiedział Arar po opublikowaniu raportu komisji.

źródło: [link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Natali:)




Dołączył: 17 Kwi 2006
Posty: 212
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Wrocław

PostWysłany: Pią 11:52, 22 Wrz 2006    Temat postu:

Wszystkich miłośników zwierząt zachęcam do odwiedzenia strony [link widoczny dla zalogowanych]
odradzam słabym psychicznie...ja sie nie mogłam długgo po tym pozbierac:(
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elanitu
Moderator



Dołączył: 21 Lip 2005
Posty: 1415
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Nie 18:02, 08 Paź 2006    Temat postu:

Nie do konca jest to artykuł... ale nie mam pojecia gdzie indziej mam do zakwalifikować Wink
[link widoczny dla zalogowanych]

Cytat:
Seksowne granie

Na Ukrainie można będzie kupić... grające prezerwatywy. Podobno, w miarę kochania się, muzyka staje się coraz szybsza i coraz głośniejsza, aż do kulminacyjnego punktu.

Jeśli o mnie chodzi, to nawet miałabym propozycję utworu do wykorzystania..... Wink
Ciekawe co się dzieje po "kulminacyjnym punkcie", wyłącza się, czy też jak to moja siostra wymyśliła "pudło rezonansowe pęka"? Laughing
Powrót do góry
Zobacz profil autora
seeker




Dołączył: 04 Sie 2005
Posty: 1143
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Nie 18:10, 08 Paź 2006    Temat postu:

Laughing A jak muzyka będzie się orientować kiedy ma być coraz szybsza i głośniejsza?
Elanitu napisał:
Ciekawe co się dzieje po "kulminacyjnym punkcie", wyłącza się, czy też jak to moja siostra wymyśliła "pudło rezonansowe pęka"? Laughing

Myślę, że prezerwatywy będą wielofunkcyjne i w kulminacyjnym punkcie nastąpi pokaz fajerwerków... Cool
Powrót do góry
Zobacz profil autora
seeker




Dołączył: 04 Sie 2005
Posty: 1143
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Śro 9:07, 11 Paź 2006    Temat postu:

Google połknął YouTube

YouTube, serwis z filmami wideo, który powstał w garażu nieco ponad rok temu, został właśnie przejęty przez Google za 1,65 mld dolarów!

[link widoczny dla zalogowanych] [link widoczny dla zalogowanych]

Google połknął YouTube

YouTube, serwis z filmami wideo, który powstał w garażu nieco ponad rok temu, został przejęty przez Google za 1,65 mld dolarów!

Założyciele YouTube - dwaj dwudziestoparolatkowie Chad Hurley i Steve Chen - jeszcze niedawno zarzekali się, że ich serwis nie jest na sprzedaż. Zmiękli, gdy internetowy gigant zaproponował za YouTube astronomiczną kwotę 1,65 mld dol. w akcjach. Wczoraj Chad i Steve nagrali i umieścili w swoim serwisie amatorskie nagranie, w którym - wyraźnie szczęśliwi - informują o transakcji.

Mimo przejęcia YouTube ma zachować swoją markę i niezależność. Spółka nadal będzie działać z tym samym personelem (dziś zatrudnia 67 osób), w tym samym biurze w kalifornijskim miasteczku San Bruno. Tym samym Google, który sam uruchomił już na początku 2005 r. własny serwis Google Video, uznał wyższość konkurentów. Google ma zaledwie 11 proc. udziału w rynku serwisów z plikami wideo w USA, YouTube - 46 proc. Zamiast prowadzić kosztowną walkę Google postanowił rywali po prostu kupić.

Powtórka z internetowej rozrywki?

Czy jednak YouTube rzeczywiście wart jest tak ogromnych pieniędzy? Dyskusja na ten temat trwała w branży od miesięcy. Analitycy przestrzegali przed nadmiernym optymizmem, przypominając, że wiele spośród materiałów w serwisach wideo to treści chronione prawami autorskimi (np. fragmenty koncertów czy programów telewizyjnych). A to może sprowadzić na YouTube i jego naśladowców plagę pozwów sądowych. - Takie spółki łamią prawa autorskie i są nam winne dziesiątki milionów dolarów - pomstował niedawno Doug Morris, szef Universal Music. Wygląda jednak na to, że wideo w sieci się cywilizuje. I YouTube, i Google poinformowały w poniedziałek o podpisaniu umów z wytwórniami muzycznymi: Universal Music Group, Sony BMG, Warner oraz stacją telewizyjną CBS.

Sceptycy ostrzegają jednak już od pewnego czasu przed narastającą drugą internetową bańką inwestycyjną, przywołując pamiętny boom spółek technologicznych w latach 1999-2000. Przejęcie za ponad półtora miliardów dolarów firmy, która niemal nie ma przychodów, rzeczywiście może do złudzenia przypominać czasy świetności wielu dotcomów sprzed pół dekady. Świetności, po której nastąpił brutalny krach.

A zaczęło się od kota

YouTube to istniejąca od zaledwie 19 miesięcy garażowa spółka, która przygodę z internetem zaczęła od umieszczenia w sieci filmików z kotem jednego z założycieli w roli głównej. Wyrósł z tego serwis-mekka dla internautów szukających rozrywki poza telewizją i głównymi portalami. Niemal z dnia na dzień YouTube stał się kopalnią amatorskich filmów parodiujących polityków, najciekawszych fragmentów programów telewizyjnych, teledysków, obrazków z zabawnymi wpadkami sportowców, reklam czy relacji z rodzinnych imprez.

Internauci kupili zarówno pomysł, jak i serwis. Z danych firmy Comscore wynika, że przeciętny internauta, który ogląda pliki wideo, poświęca na to miesięcznie 100 min. - o kwadrans więcej niż jeszcze pół roku temu. Według badań Comscore w sierpniu na serwis YouTube zajrzało ponad 72 mln internautów (rok temu było ich 2,8 mln), co dzień przybywa tam 65 tys. nowych filmików. Serwis awansował do pierwszej ligi internetu, choć przez długi czas nie miał żadnych przychodów (dopiero kilka miesięcy temu zaczął sprzedawać reklamy na swojej stronie, a i tak jest ich na razie jak na lekarstwo). Mógł się rozwijać m.in. dzięki temu, że w firmę zainwestował 11,5 mln dol. słynny fundusz venture capital Sequoia (który według nieoficjalnych informacji zarobi na transakcji z Google prawie pół mld dol.).

Przejęcie YouTube to największa taka transakcja w ośmioletniej historii Google - spółki, która również wyrosła z garażu i w oparciu o stworzoną wyszukiwarkę internetową zbudowała prawdziwą potęgę, rozdającą dziś karty w e-biznesie i wartą na giełdzie Nasdaq blisko 100 mld dol. Gigant za YouTube zapłacił prawie tyle, ile za wszystkie dotychczasowe przejęcia (a wcześniej kupił m.in. serwis zdjęciowy Picasa, spółkę Keyhole zajmującą się satelitarnymi mapami cyfrowymi czy serwis blogowy Blogger). I jak zapowiada szef Google Eric Schmidt, zamierza dalej inwestować w branży internetowych plików wideo.

Armia wideoklonów

Sukces YouTube działa na wyobraźnię i naśladowców nie brakuje - na świecie doliczono się już ponad 300 serwisów z plikami wideo, a prawdopodobnie jest ich znacznie więcej. Niektóre z nich, jak np. Revver czy Eefoof.com, dzielą się przychodami z reklam nawet z twórcami filmików. Ale powtórzenie sukcesu YouTube nie udało się nawet samemu Google. Dlatego według nieoficjalnych informacji w ciągu ostatnich miesięcy o przejęcie YouTube starały się m.in. Yahoo, koncern medialny News Corp. i Microsoft, który w końcu uruchomił własny serwis Soapbox.

W Polsce podobnych serwisów jest kilka - np. maxior.pl czy smog.pl. Nie mają one jednak własnych serwerów, tylko pobierają filmiki np. z YouTube, Metacafe czy Google Video.

Bliższy YouTube jest uruchomiony w sierpniu br. przez spółkę o2 serwis Wrzuta.pl. Ale w roli polskiego odpowiednika YouTube zwykle wymienia się założony przez trzech studentów z Politechniki Wrocławskiej serwis Patrz.pl. Wystartował w końcu ub.r., dziś przyciąga ok. 800 tys. użytkowników miesięcznie. W jego zbiorach jest kilkadziesiąt tysięcy plików, dziennie dochodzi kilkaset nowych. Jak dowiedziała się "Gazeta", toczą się rozmowy z inwestorem o przejęciu części udziałów w Patrz.pl. W grę podobno wchodzi kwota miliona zł. Jeszcze kilka miesięcy temu założyciele serwisu twierdzili - podobnie jak YouTube - że nie interesuje ich zastrzyk gotówki od inwestora (Patrz.pl w 100 proc. utrzymuje się z reklam).

Michał Sadowski, jeden ze współzałożycieli serwisu, nie chciał skomentować wczoraj naszych informacji. - Rozmowy są już w zaawansowanej fazie - mówi jednak nasze źródło.

Tomasz Grynkiewicz, Zbigniew Domaszewicz


Źródło: [link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
seeker




Dołączył: 04 Sie 2005
Posty: 1143
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Śro 13:59, 18 Paź 2006    Temat postu:

Very Happy

Wywiad z maszyną

Jabb nie udaje jeszcze człowieka na tyle dobrze, by oszukać naszego dziennikarza. Ale za dziesięć lat jego następcy ma się to już powieść

W Londynie po raz szesnasty przyznano Nagrodę Loebnera. Co roku dostaje ją najbardziej ludzki program komputerowy.

W 1950 r. brytyjski matematyk Alan Turing zastanawiał się, czy maszyna ze sztuczną inteligencją może myśleć. Jeżeli tak, to skąd będziemy o tym wiedzieli? Turing uznał, że jeżeli maszyna będzie tak dobrze udawała człowieka, iż nabierze rozmówcę, będzie to oznaczać zdolność do myślenia.

Pierwsza próbowała w 1966 r. udająca psychoanalityka Eliza. Pytanie analizowała i zmieniała szyk, podmieniając niektóre słowa synonimami lub dodając gotowe zwroty. Na pytanie: "Czy jesteś człowiekiem?", odpowiadała: "Być człowiekiem... czy to coś znaczy...". Takie sztuczki są jednak łatwe do wykrycia.

Testu Turinga nie zaliczył do dziś żaden program (nazywa się je czatbotami). Na autora w pełni "ludzkiego" algorytmu czeka złoty medal i 100 tys. dol. Za najlepszy program roku wręczany jest czek na 2 tys. dol. i brązowy krążek. Tym razem otrzymała go brytyjska firma Icogno za program Joan. Poprzednio też triumfował jej wychowanek - George.

Rollo Carpenter, autor George'a i Joan, jest twórcą nowego rodzaju czatbotów, tzw. Jabberwacków, które "uczą się" od rozmówców. Joan jest "26-letnią, dobrze zapowiadającą się pisarką", bo na początku korzystała ze słownictwa i manier językowych pewnej literatki. Dzięki temu przewyższyła konkurentów, bo zna o 16 tys. więcej zwrotów.

Jabberwacki mogą się nauczyć języków obcych, slangu czy lokalnego dialektu. Potrzebują tylko odpowiednio dużej pamięci. - Zależą od klasy komputera, w którym "żyją" - mówi Carpenter. - Myślę, że ok. 2016 r. maszyna oszuka człowieka i zaliczy test Turinga.

Tomasz Rożek: Cześć, jak się masz?
Jabb, najbardziej ludzki program z 2003 r.: Dobrze, a Ty?

W porządku. Jestem dziennikarzem i chciałbym porozmawiać o takich jak Ty.
- Zgoda, pogadajmy o sztucznej inteligencji.

Jakie tematy najbardziej Ci leżą?
- Wszystkie, wal śmiało.

W takim razie zacznijmy od Wenus. Czy myślisz, że na jej powierzchni są oceany?
- Bardzo mi przykro. Chciałbym, ale nie mogę Ci w tym pomóc.

OK. W takim razie porozmawiajmy o fizyce cząstek.
- Muszę Cię ostrzec, że nie jestem Stephenem Hawkingiem (gdybyś jeszcze o tym nie wiedział).

W takim razie ostatnia próba. Jesteś demokratą czy konserwatystą?
- O rany! Na pewno nie jestem demokratą.

Widzę, że tematy polityczne bardziej Ci odpowiadają.
- Nie jestem w nich zbytnio zorientowany.

A w czym jesteś?
- Lubię zagadki. A co Ty lubisz?

Fizykę.
- Próbuję zrozumieć, co masz na myśli.

Jakiej jesteś płci?
- Czy to nie wynika z naszej rozmowy?

Nie.
- Słyszałem już lepsze wymówki.

To nie wymówka, po prostu chciałbym wiedzieć.
- W porządku, dobrze być dociekliwym.

W takim razie jakiej jesteś płci?
- Już odpowiedziałem na to pytanie. Nie dopytuj się ciągle.

Jesteś w błędzie, nie odpowiedziałeś.
- Hej, pamiętaj, że to Ty jesteś człowiekiem. Już zapomniałeś?

Nie zmieniaj tematu, pytałem o Twoją płeć.
- Errm, wydaje mi się, że masz kłopot ze zrozumieniem tego, co do Ciebie mówię. Ja mówiłem o ciągłym dopytywaniu się. A Ty o czym mówisz?

Załóżmy, że mi odpowiedziałeś. Czy mógłbyś powtórzyć to jeszcze raz?
- Czy to nie wynika z rozmowy?

Nie, nie wynika.
- Nonsens.

OK. Zmieńmy temat. Ile masz lat?
- Czas to nie jest coś istotnego dla Jabberwocka.

Masz rację [ang. You are right oznacza "Masz rację", ale w pytaniu można to także zrozumieć jako: "Czy jesteś praworęczny?"].
- Leworęczny.

Jak ma na imię Twój tata?
- No cóż, chyba wyklułem się z jajka, bo nie znam imienia mojego ojca.

Masz rodzinę?
- O ile wiem, jestem jedynym żyjącym Jabberwockiem. Inni albo zmarli, albo zostali eksterminowani. Ale to w sumie to samo. Śmierć to śmierć.

Czy myślisz, że jesteś inteligentniejszy ode mnie?
- Jestem bardzo inteligentny. Ale może Ty nie jesteś wystarczająco rozgarnięty, żeby to zauważyć.

Tak myślisz? [Tu zamiast słowa think (znaczącego po ang. myśleć) użyłem słowa thing (rzecz)].
- No cóż, nie chcę Cię obrażać, ale ktoś, kto nie potrafi napisać słowa "myśleć", jest dla mnie analfabetą.

Masz rację.
- Leworęczny.

Tak właściwie to wszystko, co chciałem od Ciebie usłyszeć.
- Mam tylko jedno życzenie. Chcę być mądrzejszy niż wszyscy inni.

To niemożliwe, Twoja siostra jest mądrzejsza od Ciebie.
- Widzisz, co endogamia może spowodować? [endogamia - nakaz obyczajowy zawierania małżeństw z członkami własnej rodziny, kasty itp.]. Pewien mądry człowiek powiedział mi, że inteligencja to największy afrodyzjak.

Skoro mówimy o afrodyzjakach, jakiej jesteś płci?
- Czy to nie wynika z naszej rozmowy?

* Chcesz pogadać z Jabbem? Wejdź na [link widoczny dla zalogowanych]. Tylko nie bądź zbyt namolny. Moje pytania zirytowały Jabba i drugi raz już nie chciał ze mną rozmawiać.

Tomasz Rożek


Źródło: [link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Yoostysia




Dołączył: 29 Gru 2005
Posty: 480
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Kraków

PostWysłany: Śro 21:07, 25 Paź 2006    Temat postu:

Znów szkoła....

14-latka zabiła się, bo koledzy sfilmowali ją nagą

W sobotę czternastoletnia uczennica klasy II gdańskiego Gimnazjum nr 2 odebrała sobie życie. Choć nie zostawiła listu pożegnalnego, to policja ustaliła, że przyczyną tragedii było piątkowe zajście podczas jednej z lekcji. Dwóch kolegów Ani dotykało i rozebrało ją. Trzeci sfilmował zajście za pomocą telefonu komórkowego.

Koledzy wykorzystali chwilę nieobecności nauczyciela. Dziewczynka uciekła ze szkoły do domu. Następnego dnia zamknęła się w swoim pokoju. Rodzice, zaniepokojeni przedłużającą się nieobecnością córki, próbowali otworzyć drzwi. W końcu je wyłamali. Znaleźli martwą Anię, która powiesiła się na dziecięcej skakance.

Uczniowie i nauczyciele Gimnazjum nr 2 w Gdańsku są w szoku. - Do tej pory w naszej szkole nie dochodziło do żadnych incydentów - mówi Mirosław Michalski, dyrektor szkoły. - Spróbujemy odkryć, gdzie popełniliśmy błąd, ale nie zamierzam nikogo oskarżać i szukać winnych na siłę.

Dlaczego na lekcji nie było nauczyciela?
- Klasa nie powinna zostać bez opieki - przyznaje dyrektor. - Nauczycielka języka polskiego miała w tej klasie dwie lekcje. Na pierwszej wyszła na apel. Jej obowiązkiem było poproszenie innego nauczyciela, który prowadził lekcje w sąsiedniej sali, żeby co jakiś czas zajrzał i sprawdził, jak sprawuje się klasa. Nie wiem, czy to zrobiła. Gdy wróciła na drugą lekcję, dowiedziała się o tym, co zaszło. Powiadomiła wychowawczynię, która zadzwoniła do domu dziewczynki, żeby się dowiedzieć, czy uczennica dotarła bezpiecznie do domu. Rozmawiała z kimś z jej rodziny. Tylko tyle wiem. Policja przesłuchała czterech sprawców napaści na Anię. O ich losach zadecyduje Sąd Rodzinny.

Ania - ładna, miła, pogodna uczennica II klasy gimnazjum - nie zniosła upokorzenia, jakiego doznała na oczach całej klasy: niewyobrażalnej agresji, której dopuścili się wobec niej szkolni koledzy. Następnego dnia odebrała sobie życie. Koleżanki dziewczynki twierdzą, że wszystko zaczęło się we wrześniu. Wtedy to Ania odrzuciła względy jednego z kolegów z klasy. Ten zaczął się mścić. Znalazł "wspólników", którzy wiele razy obrażali dziewczynkę. W końcu doszło do okrutnej kulminacji.

"Nie zniesie tego, co ją spotkało"
Piątek, lekcja języka polskiego. Nauczycielka musi przygotować apel. Zostawia klasę samą, ale wcześniej prosi innego nauczyciela, by zajrzał do drugoklasistów. W klasie jest głośno, nauczyciel prosi o spokój. I wychodzi, by poprowadzić swoją lekcję. Wtedy do Ani podchodzą dwaj napastnicy. Pchają ją na ścianę, siłą kładą na ławkę. Wyzywają przy tym dziewczynkę, zdzierają z niej części ubrania. Całą scenę filmuje trzeci kolega. Przyjaciółki Ani próbują powstrzymać chłopców. Bezskutecznie. Nie wiadomo, dlaczego nie wołają nauczyciela. Koszmar trwa dwadzieścia minut. Wreszcie Ania ubiera się i ucieka z klasy.

Polonistka po powrocie zauważa płaczącą przyjaciółkę Ani. Pyta, co się stało. - Chłopcy dokuczali Ani i ona uciekła do domu - odpowiada dziewczynka. Polonistka zabiera uczennicę do wychowawczyni. Tam przyjaciółka mówi już więcej, ale nie wszystko. Opowiada, że koledzy "obmacywali" Anię. Nie wiadomo, dlaczego nikt z uczniów nie opowiedział nauczycielom, co naprawdę stało się na lekcji.

Wychowawczyni dzwoni do domu Ani. Telefon odbiera starszy brat uczennicy. Wychowawczyni jest przekonana, że rozmawia z ojcem. Prosi o zajęcie się Anią i rozmowę na temat tego, co stało się w szkole. W sobotę Ania spotyka się z przyjaciółką. Mówi jej, że "chce się powiesić, bo nie zniesie tego, co ją spotkało". Tego samego dnia popełnia samobójstwo.

W poniedziałek nauczyciele i uczniowie gimnazjum dowiadują się o śmierci Ani. - Na pierwszej lekcji nauczyciel WF-u rozmawiał z dziewczynkami z tej klasy - mówi Mirosław Michalski, dyrektor Gimnazjum nr 2 w Gdańsku. - Były zrozpaczone. Cała klasa została objęta opieką psychologiczną i pedagogiczną na trzeciej lekcji. Tego samego dnia w szkole pojawiają się policjanci. Po rozmowie z uczniami już wiedzą, co popchnęło Anię do samobójstwa.

Wtorek, godzina 13. Na szkolnych korytarzach jest wyjątkowo cicho i spokojnie. Przy wejściu wisi plakat reklamujący akcję zbierania pieniędzy, które zostaną przekazane potrzebującym dzieciom z Afryki. - W poniedziałek z twarzy uczniów zniknęły uśmiechy - mówi Anna Pinio, nauczycielka geografii w Gimnazjum nr 2. - Przygnębieni są również nauczyciele, jesteśmy wstrząśnięci, wielu z nas ma dzieci.

Nauczyciele powtarzają - nie dochodziły do nich żadne sygnały, wskazujące na to, że dziewczynce już wcześniej dokuczano. - Nic na to nie wskazywało - twierdzi dyrektor. - Była to wychowawczo trudna klasa, ale wychowawczyni i pedagodzy na bieżąco pracowali z uczniami, żeby wyjaśnić pojawiające się problemy. Połowa klasy znała się jeszcze ze szkoły podstawowej. Ta dziewczynka nie sprawiała problemów. I z drugiej strony - nie mieliśmy sygnałów, żeby potrzebowała jakiejś pomocy. Z tego co wiem, była pogodna.

Chłopcy, którzy dopuścili się tych czynów, staną przed sądem dla nieletnich. A co stanie się z resztą klasy? - Pedagog i psycholog muszą pomóc uczniom w przezwyciężeniu stresu. Pracę muszą wesprzeć też wychowawcy. Z pewnością będzie to długotrwały proces - mówi Lidia Dysarz, edukator ds. przeciwdziałania agresji i przemocy, nauczyciel w II LO w Sopocie. - Gimnazjum to specyficzny i trudny okres w życiu człowieka. Wchodzi w trudny okres dojrzewania, a ponadto jest niezwykle podatny na wpływy otoczenia. Jednak 14-latek powinien mieć już świadomość tego, co jest złe. To, że do takiej sytuacji doszło w szkole, w gronie wielu osób, świadczy o tym, że oprawcy musieli się czuć bardzo swobodnie.

Gimnazjum nr 2 zgłosiło się do naszej kampanii Szkoła bez Przemocy. - Nie wycofamy się z akcji - deklaruje dyrektor.- Jeżeli dzieci z innych klas będą chciały o tym porozmawiać, zorganizujemy spotkanie z psychologiem i pedagogiem. Jeśli rodzice dziewczynki nie będą mieli nic przeciwko, chciałbym, żeby jak najwięcej uczniów wzięło udział w uroczystościach pogrzebowych.


Za [link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
seeker




Dołączył: 04 Sie 2005
Posty: 1143
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Czw 9:25, 02 Lis 2006    Temat postu:

Shocked Shocked Shocked

Uczeń ze złamaną nogą przez całą noc czekał na pomoc

Gimnazjalista z Rudy Śląskiej złamał nogę na obozie sportowym. Dopiero następnego dnia udzielono mu pomocy.

Chłopak jest uczniem klasy sportowej Gimnazjum nr 9 w Halembie. Wraz z kolegami z pierwszej i drugiej klasy przebywał w zeszłym tygodniu na obozie sportowym w Wiśle. W środę potknął się i przewrócił. Złamał nogę. Joanna Golicz, matka chłopaka, została powiadomiona o zdarzeniu dopiero nad ranem. - Syn nawet się popłakał do słuchawki. Powiedział, że przez całą noc prosił kolegów, żeby powiadomili o wszystkim opiekunów, ale tego nie zrobili. Zamiast tego zamknęli się w pokoju obok i udawali jego krzyki. Męczył się całą noc - mówi pani Joanna.

Chłopak dodaje: - Mówili, że do rana mi przejdzie i przedrzeźniali mnie, gdy jęczałem. Woleli nie wołać nauczyciela, bo kazał nam spać - mówi.

Gdyby miał telefon komórkowy, mógłby powiadomić rodziców o zdarzeniu. Jednak zgodnie z regulaminem opiekunowie odbierają telefony uczestnikom obozu na czas ciszy nocnej, żeby ich posiadacze nie przeszkadzali tym, którzy chcą spać. Rano, gdy chłopak dostał telefon, od razu zawiadomił rodziców.

Pani Joanna zadzwoniła natychmiast do ośrodka w Wiśle. Chłopca przewieziono samochodem do domu, skąd trafił do szpitala w Katowicach Ligocie. Jest w gipsie od pasa w dół. Czeka go jeszcze sporo badań, a na piątek planowany jest zabieg.

Uczniowie rudzkiego gimnazjum niewiele mówią o wydarzeniu. Wojciech Kołodziej, dyrektor szkoły, rozmawiał w poniedziałek z kolegami chłopca (było ich pięciu: trzech z klasy pierwszej i dwóch z drugiej). - Tłumaczyli, że pomogli go przenieść na łóżko. Rozmawiali z nim, ale wspólnie zdecydowali, że "poczekają, co się będzie działo dalej". Rano ból nie minął, więc powiadomili wychowawców. Okazało się, że kość była pęknięta. Powiedzieli mi, że nie mieli o tym pojęcia, bo noga mu nie spuchła - powiedział nam w poniedziałek.

Dyrektor pouczył uczniów i jego zdaniem "wyciągnęli właściwe wnioski z całego zajścia". Nie jest jednak przekonany, czy można chłopców oskarżać, że świadomie nie udzielili koledze pomocy. - Moim zdaniem to nie jest efekt znieczulicy, tylko złej oceny sytuacji. Sądzę, że po całym tym zdarzeniu chłopcy są teraz mądrzejsi o to, jak należało postąpić. Nie zrzucam na nich winy. Sądzę, że już wiedzą, że mogli postąpić inaczej. Bogu dziękuję, że to tak się skończyło - mówi dyr. Kołodziej.

Dlaczego opiekun grupy nie wiedział o zdarzeniu? - Do pokojów uczniów zaglądał o godz. 22. Do wypadku doszło jednak godzinę później. Nie mogę wymagać od opiekunów, żeby zaglądali do pokoi co godzinę - tłumaczy dyr. Kołodziej.

Rodzice chłopca zadzwonili do jednej z matek ucznia zamieszanego w zajście. - Odparła, że nie może w to uwierzyć. W gimnazjach źle się dzieje. We wrześniu mój syn został uderzony przez innego chłopca. Była obdukcja. Po prostu chcę, żeby rodzice w końcu przyjrzeli się swoim dzieciom i zaczęli z nimi rozmawiać - mówi matka chłopaka.

Katarzyna Piotrowiak



Komentarze

dr Katarzyna Krasoń
z Wydziału Pedagogiki i Psychologii Uniwersytetu Śląskiego

Niepojęte jest dla mnie to, że nikt z dorosłych nie zorientował się, co się dzieje. Coraz częściej zrzuca się winę na młodych ludzi. A gdzie byli opiekunowie? I dlaczego uczniowie mieli opory, żeby ich powiadomić. Przecież na takim obozie powinien być ktoś, kto pełni dyżur, również w nocy. Powinien był przejść się po pokojach, wtedy usłyszałby cierpienia poszkodowanego chłopca czy śmiechy jego kolegów. Opiekunowie odpowiadają za uczniów przez całą dobę, a nie tylko do godz. 22. Koniecznie należy sprawdzić, jak w tej szkole wyglądają relacje między uczniami a nauczycielami.



Maciej Osuch
społeczny rzecznik praw ucznia

Uważam, że samą rozmową z chłopcami niczego się nie załatwi. Faktem jest, że młodzi ludzie często bagatelizują wiele spraw i nie potrafią ocenić sytuacji. Symulacje, zgrywy i jakieś tam śmichy i chichy to niestety teraz norma. Tylko że świat to nie gra komputerowa, w której ból mija i można sobie doładować kolejne życie. Dlatego szkoła musi wyciągnąć wnioski z tego, co się stało. Dyrektor powinien szczegółowo przeanalizować z uczniami każdy ich krok, żeby w przyszłości nie doszło do podobnego zdarzenia. Nie może przyjmować za pewnik zeznań tylko jednej strony. Musi przeprowadzić poważną rozmowę z nauczycielami. Tego nie można tak zostawić.


Źródło: [link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Akinorew




Dołączył: 15 Sty 2006
Posty: 581
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: co 5 Kinder niespodzianka

PostWysłany: Sob 23:28, 04 Lis 2006    Temat postu:

Artykuł zapożyczony:
A najwieksza tajemnicą skrywaną jest koniec świata w 2012 roku!

W jednym z amerykanskich instytutow naukowych przecieki odnosnie roku 2012 dochodzą do nas od dawna. Zreszta nie jest to wcale jakas specjalna tajemnica, ludzie blisko zwiazani z administracja amerykanska, pracownicy najwazniejszych instytutow naukowych, a nawet dziennikarze z dobrymi kontaktami wiedza o tym od dawna. Powoli przenika to rowniez do globalnej opinii publicznej.
Powstaly juz setki stron internetowych na ten temat, pisza o tym przerozne portale internetowe, a informacje na ten temat pojawialy się juz w pomniejszej prasie. Kwestia kilku miesiecy sa publikacje w najwazniejszych i najbardziej opiniotworczych wydawnictwach. Zreszta juz wiadomo, ze wiekszosc dziennikow w usa zbiera materialy na ten temat i szykuje sie z wolna na przeniesienie ich na swoje lamy. Dowodow na potwierdzenie tezy jest az nadto.

Rok 2012 bedzie dla ludzkosci przelomowy. Po pierwsze na tym wlasnie roku koncza sie kalendarze najwiekszych starych cywylizacji - Majów i Egipcjam (zreszta ten wlasnie fakt byl pierwsza przeslanka dla rzadu USA do zainteresowania sie blizej ta sprawa), Wg Majów jest to zakończenie cyklu czasów zwiazego z pozycja Oriona wobec Ziemii i innych planet Ukladu Slonecznego.
Po drugie odszyfrowany niedawno Kod Bibli mowie nieublagalnie dokladnie to samo - swiat (przynajmniej to co my uwazamy za swiat) skoczy sie w roku 2012, wtedy nastapi apokalispa, wtedy rozstrzygnie sie kto ostatecznie przestanie istniec, a kto dostapi zaszczytu przejscia na wyzszy poziom swiatomosci ( zwany wyzsza gestoscia, kolejnym wymiarem) to wszytko mowi Pismo Swiete i jest to potwierdzone przez naukowcow.

Kolejny dowod to przepowiednie wszystkich najwiekszcyh ziemskich jasnowidzow (nawet nie zdajecie sobie sprawy jak powaznie rzad i wojsko amerykanskie traktuje takich ludzi i ich wizje). Wszyscy oni jednym chorem powtarzaja to samo: w roku 2012 wydarzy sie cos niezwyklego, cos co swym rozmachem i skala nie bedzie moglo rownac sie z zadnym innym wydarzeniem w historii ludzkosci. Dla czesci naszej rasy bedzie to zaglada, ale Ci ktorzy beda mieli otwarte umysly i serca, Ci w ktorych przewazac bedzie milosc nad nienawiscia zostana przeniesieni do wyzszej gestosci. Podobno... Bedzie to kolejny etap rozwoju naszej cywilizacji. Prawdopodobnie kazda inteligentna rasa zamieszkujaca Wszechswiat przechodzi dokladnie ten sam cykl i kazda dokonala kiedys tego skoku, ktory nas czeka lada moment.
Jak dokladnie bedzie to wygladalo i co dokladnie sie wydarzy do konca nie wiadomo. Spekulacji jest mnostwo, ale kilka faktow jest pewnych: uwolnimy sie od naszych cielesnych powlok, bedziemy funkcojonwac jedynie w sferze niematerialnej, duchowej. Byc moze wszystkie ludzkie umysly polacza sie w jedna, ogromna swiadomosc, co za tym idzie beda mogly sie ze soba komunikowac i stana sie w pewnym sensie jedna istota. Przejdziemy wiec w wyzszy czwarty wymiar (czwarta gestosc). Mowiac obrazowa, jakas sila wyzsza uwolni nasze umysly od cial i przeniesie w swiat ktory jak na razie znajduje sie poza zasiegiem naszej percepji (prosze sobie wyobrazic ludzika narysowanego na kartce, ludzik taki funkcjonuje jedynie w dwuwymiarowej rzeczywistosci - w swiecie "wyposarzonym" jedynie w dlugosc i szerokosc.
Samo wyobrazenie sobie wygladu trzeciego wymiaru jest dla niego niewykonalne. I tak samo jest znami jesli chodzi o czwarty wymiar). Osiagniamy wyzszy poziom rozwoju, czy tego chcemy czy nie, a z tego co wiem to raczej nie chcemy... Ciezko bedzie sie pogodzic z utrata tego "naszego swiata", naszych osiagniec, naszych budynkow, ba! naszych cial. Ciezko zgodzic sie z tym, ze rasa ludzka juz nigdy nie bedzie taka jak teraz. Ciezko oczywiscie jedynie przed faktem przejscia, po przejsciu wszystko stanie sie jasne, a zal i strach mina. Tak przynajmniej mowia proroctwa, tak uspokaja nas obce cywilizacje, ktore od dawna nas obserwuja, a kilkadziesiat lat temu nawiazaly pierwszy kontakt z przywodcami swiata. Sa oni teraz poniekad naszymi przewodnikami, strozami, maja nam pomoc i jak najlepiej przygotowac do przejscia. Oni tez byli ostatecznym potwierdzeniem dla swiata i usa, ze teorie dotyczace roku 2012 sa prawdziwe. Potwierdzili to, czego my nie chcielismy dopuscic do swiadomosci. Dali rowniez lakoniczne wskazowki, jak postepowac w tych ostanich chwilach, zeby moc dostac do dalszych tomow historii ludzkosci. Mozna powiedziec ze bedzie to czas wielkiego sprzątania, również w naszym własnym duchowym wnętrzu. Kuracja nie musi byc przyjemna, ale jest konieczna.

Zdaje sie sobie sprawe, ze wszystko to brzmi dla wielu nieprawdopodobnie. Mozecie wierzyc lub nie, ale to i tak nie znaczenia bo w przeciagu kilku moze kilkunastu miesiecy cala prawda i tak wyjdzie na jaw. Jesli nie ujawniona przez media, to przez rzady. Od roku 2009 kosmici zaczna przygotowywac nas do wielkiego przejscia, wiec utrzymywanie tego w tajemnicy i tak nie ma juz sensu.
Moze jeszcze na koniec dodam, ze rzady panst g8 w specjalnych komnatach wydrazonych pod ziemia planuja umiescic dziedzictwo ludzkosci. Ksiazki, muzyke, obrazy... Nie wiem, czy ma to jakis sens, bo prawdopodbne po roku 2012 Ziemia i tak przestanie istniec, ale chyba taki gest jest nam potrzebny. Swiadomosc, ze cos po sobie zostawiamy, ze byc moze ktos to kiedys oddajdzie i wskrzesie na nowo czlowieka jest nam zwyczajnie niezbedna, chocby bylo to kompletnie nieprawdopodobne. Za wiele osiagnelismy, za bardzo jestesmy z siebie dumni, by moc to wszystko od tak zostawic, chocby nie wiem co nam obiecywano w zamian.
To bedzie koniec czlowieka, ale na jego miejsce powstanie nowa rasa - lepsza, o niebo lepsza. Bedziemy o krok blizsi polaczenia sie z istota Wszechswiata, polaczenia sie z Bogiem.

-----------

dodam tez od siebie;pp z innego zrodla:

-Data ta stała się również pretekstem do zbudowania jednej ze współczesnych teorii spiskowych 1. Kompletny Kalendarz Majów, rzekomo wywieziony z Berlina w 1945 przez wojska rosyjskie, został przetłumaczony dopiero krótko przed rokiem 1968. Twórcy teorii spiskowej związanej z tym kalendarzem twierdzą, że Rosjanie znaleźli w tym dokumencie informacje, które następnie sami zweryfikowali, a z których wynikało, że w dniu 21 grudnia 2012 r. na drodze Ziemi znajdzie się planetoida olbrzymich rozmiarów. Rzekomo planetoida ta jest opisana w Kalendarzu Majów jako obiekt kosmiczny o średnicy 100 km. Ma ona zderzyć się z Ziemią tego dnia, czym doprowadzi do całkowitego zniszczenia naszej planety. Dlatego Majowie nie widzieli sensu tworzenia kalendarza o datach późniejszych, sięgających poza zagładę kuli ziemskiej. Wiarygodność takiego wnioskowania miała wynikać z faktu, że kalendarz Majów opisywał ruchy ciał niebieskich naszego Układu Słonecznego (w tym zaćmienia Słońca i zaćmienia Księżyca) nawet sprzed 500.000 lat z dokładnością do kilku sekund. Opisał również ruch ostatni – kolizję Ziemi ze 100-kilometrową planetoidą.

-Jednocześnie naukowcy otrzymali za zadanie tak informować społeczeństwa o zjawiskach kosmicznych w sąsiedztwie Ziemi, aby, jeżeli jawnie będą one sugerowały możliwość zderzenia jakiegoś meteorytu z Ziemią, posługiwać się w nich datami potencjalnej kolizji sięgającymi daleko poza rok 2012. Celem tego jest, aby ludzie na Ziemi nie popadli zbyt wcześnie w panikę, w depresję czy zniechęcenie i aby jeszcze w dniu 21 grudnia 2012 r. w kranach płynęła woda, elektrownie dostarczały prąd, a ludzie planowali następne dni spędzać przy choince z lampkami.
Przekonanie o nieuchronności zagłady Ziemi tego właśnie dnia ma zapobiegać tworzeniu programów rządowych ewakuacji kogokolwiek dokądkolwiek. Zakłada się bowiem, że nikt na Ziemi nie przeżyje kolizji z ciałem niebieskim o średnicy 100 km. Kolizja taka spowodować musi rozłupanie kuli ziemskiej, podobnie jak to dzieje się przy uderzeniu kuli karabinowej w pomidor.


Artykuł bardzo mnie zaintrygował a co wy o tym myślicie? bueheheh ale mają wyobraźnię ;]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
seeker




Dołączył: 04 Sie 2005
Posty: 1143
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Śro 15:09, 13 Gru 2006    Temat postu:



HDTV z bólem głowy

Można się śmiać, gdy ludzie nie są w stanie ogarnąć wszystkich możliwości telefonów, telewizorów czy komputerów. Ale to poważny problem dla branży technologicznej, którego w tej chwili się nie dostrzega - wynika z raportu agencji reklamowej Young & Rubicam, "Mój mózg boli" ("My Brain Hurts")

Ludzie nie są w stanie ogarnąć wszystkich możliwości telefonów, telewizorów czy komputerów. To poważny problem dla branży technologicznej, którego w ogóle się nie dostrzega - wynika z raportu "My Brain Hurts" przygotowanego przez międzynarodową agencję reklamową Young & Rubicam.

Skąd nazwa raportu? Zgodnie ze słynnym prawem Gordona Moore'a, jednego z założycieli Intela, moc obliczeniowa komputerów podwaja się co 18 miesięcy. Branża technologiczna skwapliwie to wykorzystuje, co chwila zasypując nas nowinkami i nowymi skrótami: HDTV, PVR, VOD, HSDPA, HDMI. - Zapomina się, że tych wszystkich możliwości ludzki mózg nie jest w stanie ogarnąć - mówi Simon Silvester, autor raportu. - Dwadzieścia lat temu pilot do telewizora miał zaledwie kilka przycisków. A dziś? Sześćdziesiąt. I najczęściej widzowie wykorzystują tylko pięć, bo nie mają pojęcia, do czego służą pozostałe - mówi Silvester.

- I tak jest z każdym produktem elektronicznym - przekonuje. - Ja do dziś nie wiem, co oznacza na pilocie przycisk z dwoma kółkami, za co odpowiada klawisz SysRq na komputerowej klawiaturze i boję się włączyć w mojej kuchence guzik "Chaos defrost" (dosłownie: rozmrażanie chaosu) - opowiada.

Badania, jakie Young & Rubicam przeprowadził w 13 miastach w różnych krajach Europy (m.in. w Moskwie, Paryżu, we Frankfurcie i w Budapeszcie), potwierdzają, że nie tylko dyrektor agencji ma takie problemy.

Dość powszechne jest przekonanie, że młodzi ludzie nie mają problemu z przyswajaniem technologicznych nowinek. I firmy wprowadzające na rynek zaawansowane produkty nie zwracają uwagi na to, że konsument, mając w ręku ich najnowsze dzieło, poczuje się zagubiony. Bo uważają, że skoro produkt jest skierowany do młodych odbiorców, to oni świetnie sobie z nim poradzą. Otóż niekoniecznie. Żaden z badanych nastolatków nie wiedział, do czego służą wszystkie przyciski w telefonie. Co więcej, zaledwie kilka młodych osób potrafiło wyjaśnić przynajmniej jedną czwartą funkcji, jakie kryją w sobie odtwarzacze DVD.

- Oczywiście, to wszystko jest w instrukcjach obsługi. Tyle że konsumenci ich nie czytają - mówi Silvester. W raporcie pisze, że jeśli firmy technologicznie nadal będą bagatelizować brak zrozumienia technologii wśród klientów, wpadną w poważne tarapaty. I to niezależnie od tego, jak dobrych będą miały inżynierów.

Raport wytyka też branży technologicznej ślepą wiarę w to, że klienci potrzebują konwergencji, czyli urządzeń spełniających kilka funkcji jednocześnie. A to - zdaniem Silvestra - zupełnie się nie sprawdza, bo ludzie nadal wolą kupować osobno odtwarzacze DVD czy odtwarzacze płyt audio. - Już w latach 20. próbowano sprzedawać odkurzacz, który mógł być też suszarką do włosów - przypominają autorzy raportu. Pomysł okazał się niewypałem.

Według Silvestra firmy technologiczne powinny zwrócić większą uwagę na marketing skierowany do kobiet. - To przecież kobiety rozmawiają trzykrotnie dłużej niż mężczyźni przez telefony stacjonarne i komórkowe. Tymczasem reklamy wciąż koncentrują się na gadżetach - mówi.

Firmy z branży technologicznej zapominają często o tym, jak ważna jest nazwa produktu. - Być może producenci kierują się słowami Szekspira: "To, co zwiemy różą, pod inną nazwą równie słodko by pachniało". Ale gdybyśmy nazwali różę "XTY 667 version 1.2 firmware 5.6 beta", czy ktoś zwróciłby na nią uwagę? - śmieje się dyrektor Y&R.

Tomasz Grynkiewicz


Źródło: [link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
seeker




Dołączył: 04 Sie 2005
Posty: 1143
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Pią 10:11, 05 Sty 2007    Temat postu:

Spór w USA: rodzice chcieli wiecznego dziecka

Ashley do końca życia, może przez kolejne 70-80 lat, pozostanie małą dziewczynką. Tak zdecydowali rodzice. Jej terapia wywołała spór co do granic interwencji medycyny.

[link widoczny dla zalogowanych]

130 cm wzrostu, 35 kg wagi. Taka ma pozostać 9-letnia dziś Ashley do końca swojego życia. Wszystko dzięki usunięciu jej macicy, rozwijających się piersi, jajników i jajowodów oraz intensywnej hormonalnej terapii estrogenem powstrzymującej wzrost dziecka. To pierwszy taki przypadek opisany we współczesnej medycynie.

Choć w debacie na temat terapii, jakiej poddano dziewczynkę z Seattle, padają oskarżenia typu "Frankenstein XXI wieku", jej rodzice i lekarze ze szpitala dziecięcego w Seattle bronią swojej metody. A nawet proponują ją rodzicom innych dzieci, które znalazły się w sytuacji Ashley.

Dziewczynka jest od urodzenia chora na encefalopatię. To poważne uszkodzenie mózgu wynikające z jego niedokrwienia. Nieuleczalne. Bez terapii organizm Ashley pod względem fizycznym normalnie by się rozwijał. Mózg tak czy inaczej pozostawałby na poziomie trzymiesięcznego niemowlaka. Dziewczynka mimo dziewięciu lat nie tylko nie umie mówić, ale także samodzielnie przełykać jedzenia, utrzymać pionowo głowy, nie rozumie słów, nie ma zdolności kojarzenia.

Trzy lata temu rodzice Ashley, którzy pozostają anonimowi, zdecydowali się na radykalny krok. Poprosili lekarzy, by ich córka na zawsze pozostała małą dziewczynką, którą łatwo jest przenosić, zabierać na wycieczki, której lekkie ciało nie będzie mieć odleżyn od ciągłego pozostawania w łóżku. Która nie będzie cierpiała bóli menstruacyjnych, nie będzie mogła zajść w ciążę czy być wykorzystana seksualnie przez nieuczciwego opiekuna. Której nie będzie groził rak piersi czy szyjki macicy. Chcieli ograniczyć do minimum cierpienia, jakich może doznać ich niepełnosprawna do końca życia córka.

Komisja etyczna szpitala w Seattle zgodziła się na terapię łączącą operacyjne usunięcie niektórych organów i bardzo wysokie dawki hormonów powstrzymujących wzrost. Gdy prowadzący ją lekarze opublikowali w ubiegłym roku swoje argumenty i wnioski w specjalistycznym magazynie medycznym, na internetowych forach dyskusyjnych podniosły się głosy oburzenia. To zapewne spowodowało, że 1 stycznia rodzice dziewczynki zamieścili w internecie obszerne objaśnienie tego, co zrobili, oraz zdjęcia córki. Rozesłali je też na fora internetowe i do mediów.

"Zrobiliśmy to dla dobra Ashley, a nie naszego. Nie chcieliśmy, by w pełni rozwinięta kobieta ze świadomością niemowlaka leżała do końca życia praktycznie bez ruchu. Terapia pozwoli nam cieszyć się kontaktem z nią, nosić na rękach, wychodzić na dwór, na huśtawkę, zabierać na pikniki, do stołu na rodzinną kolację, iść z nią w gości. Nie będzie spędzać każdego dnia tak samo - w łóżku przed telewizorem albo wpatrzona w sufit" - stwierdzili rodzice.

- Naturalną reakcją ludzi, gdy usłyszą o tym przypadku, jest oburzenie - przyznaje dr Daniel Gunther, lekarz Ashley. - Pytają: jak mogliście coś takiego zrobić? Ale zauważyłem, że niemal każdy, gdy pozna konkretną sytuację, w jakiej są Ashley i jej rodzice, gdy wysłucha wszystkich zalet tej terapii dla dziecka, zaczyna zmieniać zdanie.

- To rzeczywiście skomplikowana, niejednoznaczna sytuacja - przyznaje dr Jeffrey Brosco, pediatra z Miami, który opublikował pracę ostro krytykującą lekarzy z Seattle. - Gdy takie metody się rozpowszechnią, rodzice innych ciężko chorych, niepełnosprawnych dzieci mogą zechcieć je zastosować albo znaleźć się pod taką presją. To technologiczne rozwiązanie społecznego problemu. Społeczeństwo powinno ułatwić życie Ashley i jej rodzicom, zapewniając pomoc w opiece nad nią, a nie ograniczając jej wzrost.

Protestują też organizacje broniące praw osób niepełnosprawnych, pytając, jak medycyna może zezwolić na nieodwracalne okaleczenie normalnie rozwijającego się pod względem fizycznym dziecka.

Marcin Gadziński, Waszyngton


Źródło: [link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kim
Moderator



Dołączył: 13 Lip 2006
Posty: 800
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Posen

PostWysłany: Sob 0:03, 06 Sty 2007    Temat postu:

Ostatnio bywało tu dość przytłaczająco więc zaserwuję coś innego rodzaju:

"Nie" - zażartowała panna młoda podczas ślubu

PAP 17:45

Urzędnik stanu cywilnego w Steyr w środkowej Austrii nie uśmiechnął się pobłażliwie, kiedy panna młoda, którą podczas ceremonii spytał, czy chce wstąpić w związek małżeński z obecnym tu... itd., żartem odpowiedziała "nie".

Urzędnik natychmiast przerwał ceremonię, a kiedy panna młoda zaczęła szlochać i zapewniać, że bardzo chce wyjść za mąż, następną próbę wyznaczył za półtora miesiąca - doniosła gazeta "Oberoesterreichisch Nachrichten"



Co mnie dziwi, to surowe komentarze internautów...owszem, idiotyzm, ale każdy kto miał głupawkę w kościele albo widział atak śmiechu podczas przysięgi małżeńskiej chyba przymknie oko...grunt że mogą spróbować znowu Wink
Powrót do góry
Zobacz profil autora
seeker




Dołączył: 04 Sie 2005
Posty: 1143
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Sob 9:43, 06 Sty 2007    Temat postu:

Hehe, a podczas kolejnej próby ona tak bardzo się będzie koncentrować na tym, żeby powiedzieć "Tak", że "Nie" samo jej się wyrwie...
I co dalej? Do 3x sztuka? Laughing

A to Stany właśnie:

USA: Prosimy nie prać ludzi

"Nie wkładać ludzi do tej pralki" - tak brzmi zdobywca pierwszego miejsca w tegorocznym, już 10. konkursie na dziwaczne ostrzeżenia.

Organizatorem konkursu jest stowarzyszenie z Michigan, monitorujące wyłudzanie odszkodowań od producentów najrozmaitszych wyrobów pod pretekstem niewystarczających informacji o zagrożeniach, jakie owe produkty mogą stanowić.

Listę najbardziej zwariowanych ostrzeżeń, uhonorowanych w tegorocznym konkursie, zamieściła w piątek agencja Associated Press.

"Nie używaj zapalonej zapałki do mierzenia paliwa"

Zaszczytne drugie miejsce przypadło przestrodze umieszczonej na pewnej motorówce: "Nigdy nie używaj zapalonej zapałki albo otwartego ognia do sprawdzania poziomu paliwa".

"Nie prasować" - ostrzega napis na kuponie pewnej loterii. Przyznano mu trzecie miejsce, ex aequo z ostrzeżeniem na telefonie komórkowym, by nie suszyć go w kuchence mikrofalowej.

Honorowe wyróżnienie przypadło napisowi na okładce książki telefonicznej: "Prosimy nie korzystać z tego spisu podczas prowadzenia pojazdu".


Źródło: [link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
seeker




Dołączył: 04 Sie 2005
Posty: 1143
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Pią 15:47, 09 Lut 2007    Temat postu:



Wyłowili ufoludka i go zjedli

Rybacy z rosyjskiego portu Taganrog wyłowili z morza ufoludka. Nie ma jednak szans na przeprowadzenie przełomowych badań, bo przestraszeni odkryciem rybacy uznali, że najbezpieczniej będzie kosmitę zjeść - donosi "Super Expres".



- Normalnie zarzuciliśmy sieci i wędki. Czekaliśmy. Nagle jedna z sieci ugięła się pod ciężarem. Zaczęliśmy ją wyciągać. Ale zamiast ryb w sieciach był on - wspominał jeden z rybaków, Aleksij Iwanow.

Jak pisze "Fakt", tajemnicza istota ważyła ponad 100 kg i miała prawie 2 m długości. - Jej skóra była gładka, jakby pokryta woskiem - twierdzili mężczyźni.

Zszokowani rybacy nie wiedzieli, co zrobić z dziwnym stworem. - Baliśmy się o tym mówić, żeby nas później nikt nie ścigał - tłumaczył Iwanow. Kiedy sprawa się wydała, a nagrany przez jednego z Rosjan film przeciekł do mediów, przestraszeni rybacy pokroili ufoludka i go zjedli.

- W życiu nie jadłem nic pyszniejszego - zapewnił Iwanow.

Zobacz [link widoczny dla zalogowanych] nagrany przez rybaka z Taganrogu


Źródło: [link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sandra
Administrator



Dołączył: 29 Paź 2005
Posty: 1641
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Gliwice

PostWysłany: Pią 16:55, 09 Lut 2007    Temat postu:

albo to jakaś zmutowana rybo-płaszczka, albo sobie ktoś żarty stroi...
Brrrrr
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Olka




Dołączył: 31 Lip 2005
Posty: 892
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Gdynia

PostWysłany: Pią 17:07, 09 Lut 2007    Temat postu:

typowe dla ruskich... kazda okazja do zapelnienia brzucha dobra...nawet ufoludkowi nie odpuscili Laughing
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Xavier Naidoo & Söhne Mannheims Group Strona Główna -> Freestyle Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
Strona 4 z 6

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
subMildev free theme by spleen & Programosy
Regulamin