|
Xavier Naidoo & Söhne Mannheims Group Polskie Forum poświęcone twórczości Xaviera Naidoo i Söhne Mannheims
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
dorotkaaa
Dołączył: 01 Gru 2006
Posty: 354
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Gdańsk
|
Wysłany: Sob 13:50, 07 Mar 2009 Temat postu: |
|
|
A na Openera ktoś się wybiera?
W tym roku Grają m.in. Placebo, Moby, Arctic Monkeys, The Prodigy, The Kooks, Kings Of Leon, Basement Jaxx, The Ting Tings, Duffy i Madness.
Ze względu na podkreślone zespoły nie może mnie tak zabraknąć
I jeśli prawdziwymi okażą się przecieki, że ma być jeszcze Oasis to umrę ze szczęścia
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
alla
Dołączył: 11 Maj 2006
Posty: 499
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Sob 23:46, 07 Mar 2009 Temat postu: |
|
|
Sandra!!! ale fajnie, że byłaś. Żałuj, ze nie było Hansa i KAREN. Mój koncert też był 'na siedząco' ale akurat to było fajne (miałam pierwszy rząd xD).
http://www.youtube.com/watch?v=O-GMJCButwI
Czesław jest świetny, charyzma + kontakt z publicznością + urok osobisty + uroczy akcent + popijanie w przerwach między piosenkami alkoholu zamiast wody mineralnej lol.
POLECAM! Kurde! jak się mają bilety marnować to grzechem byłoby nie pójść!!
Ostatnio zmieniony przez alla dnia Sob 23:47, 07 Mar 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ania
Moderator
Dołączył: 08 Lut 2006
Posty: 421
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: z Guadalupe
|
Wysłany: Pon 21:22, 06 Kwi 2009 Temat postu: |
|
|
Wszystkim przyszłych / obecnych / byłych studentów przypominam o krakowskich Juwenaliach ;]
8.05 mają grać Die Toten Hosen:) Poza tym TOMCRAFT, LAO CHE... i masa innych mniej i bardziej corocznych atrakcji Info [link widoczny dla zalogowanych]
|
|
Powrót do góry |
|
|
Tyśka
Dołączył: 04 Sty 2009
Posty: 9
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Szczecin/Kraków
|
Wysłany: Nie 21:01, 21 Cze 2009 Temat postu: |
|
|
A co myślicie o wczorajszych wiankach w Krakowie? Jak dla mnie bomba!! Lenny dał czadu!! Niestety to moja ostatnia taka imprezka w Kraku Ale było pozytywnie.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Kim
Moderator
Dołączył: 13 Lip 2006
Posty: 800
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Posen
|
Wysłany: Nie 22:14, 12 Lip 2009 Temat postu: |
|
|
OFF Festival 2009.
Ktoś się wybiera?
|
|
Powrót do góry |
|
|
Sandra
Administrator
Dołączył: 29 Paź 2005
Posty: 1641
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Gliwice
|
Wysłany: Pon 1:42, 13 Lip 2009 Temat postu: |
|
|
Ty Kinguś, z przerwą/przystankiem w Gliwicach ;D
Tym razem dłuższym!
Pojechałabym gdyby nie to, że w zasadzie niczego tam nie znam...
Może jakieś spotkanie forumowe w większym gronie? Mam dwa balkony do dyspozycji, można się tam ulokować;D [to się zwie gościnność;p]
A tak serio - co o tym myślicie?
|
|
Powrót do góry |
|
|
Sarah
Administrator
Dołączył: 05 Mar 2006
Posty: 341
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Rybnik
|
Wysłany: Pon 13:59, 13 Lip 2009 Temat postu: |
|
|
nooo to ja jak najbardziej jestem za Gliwickim Spotkaniem Forumowym...
bo daaawno się nic nie działo, a forum *ucicha*
[i wiem, wiem.. mnie tutaj prawie nie ma ]
|
|
Powrót do góry |
|
|
Kim
Moderator
Dołączył: 13 Lip 2006
Posty: 800
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Posen
|
Wysłany: Pon 14:17, 13 Lip 2009 Temat postu: |
|
|
Nie jadę sama, więc czarno widzę to spotkanie, chyba że w drodze powrotnej się rozstanę z towarzyszem doli... skonsultuję się i dam Wam znać.
P.S. Sandrula, ja też prawie nic z tego nie znam. Tak jest co roku
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ania
Moderator
Dołączył: 08 Lut 2006
Posty: 421
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: z Guadalupe
|
Wysłany: Wto 13:05, 17 Lis 2009 Temat postu: |
|
|
tentego... może akurat ktoś miałby ochotę wybrać się na Harlem Gospel Choir w Chorzowie i biletu potrzebuje?
---
Odsprzedam bilet na Harlem Gospel Choir w Chorzowie (18.12.2009), rząd 7, miejsce 11.
Bilet kupiony za 120 zł, sprzedam za 100 zł
[link widoczny dla zalogowanych] lub PM.
|
|
Powrót do góry |
|
|
seeker
Dołączył: 04 Sie 2005
Posty: 1143
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Czw 22:58, 18 Lis 2010 Temat postu: |
|
|
Chciałam się już na spokojnie podzielić wrażeniami z koncertu Stinga w Wiedniu.
Trasa Symphonicity, 05.11.2010.
Jechałam z mieszanymi uczuciami. Z jednej strony Sting i jego największe przeboje oraz mniej znane kawałki z akompaniamentem orkiestry symfonicznej;
ale z drugiej prawie sześćdziesięcioletni gość, po wyczerpującej trasie po Stanach i po dwóch płytach, które jak dla mnie były porażką...
Samą płytę Symphonicities przesłuchałam przed koncertem może raz i to fragmentami, żeby dać się zaskoczyć.
I co? To co Sting zaprezentował podczas tego koncertu przerosło moje najśmielsze oczekiwania.
Był w genialnej formie zarówno głosowej jak i fizycznej. Nigdy nie był wybitnym wokalistą, ale tego wieczora brzmiał po prostu rewelacyjnie.
No i jak długo potrafił ciągnąć dźwięki na jednym oddechu... (joga, tantra czy inne tam robią swoje... )
Do tego nagłośnienie było świetne i orkiestra mu akompaniowała ale go nie zagłuszała.
Co do wystroju, to nie było żadnych fajerwerków - dwa telebimy po bokach sceny i trzy ekrany niczym ściana kostki rubika każdy, które wisiały równolegle do sceny, ale mogły się obracać aż były do niej prostopadle ustawione.
Efekty świetlne były, ale nie w nadmiarze, bo najważniejsza była muzyka.
Zagrali łącznie 27 kawałków - koncert trwał 2,5 godziny z dwudziestominutową przerwą.
Sting się postarał i część zapowiedzi przed piosenkami miał (zapewne fonetycznie) napisane po niemiecku. (Ciekawe czy w Poznaniu mierzył się z językiem polskim?)
Ale i tak najlepiej się go słuchało po angielsku, bo jak się można domyślać, mówił dużo bardziej spontanicznie.
Setlista i uwag kilka:
- If I Ever Lose My Faith In You
- Every Little Thing She Does Is Magic - świetna aranżacja. Aż się chciało wstać i tańczyć, ale że concert siedzący, można się było co najwyżej bujać.
- Englishman In New York
- Roxanne
- Straight To My Heart - ech...i znowu aż się chciało tańczyć
- When We Dance - podczas tej piosenki na scenę weszła ubrana na czarno para i udawali, że tańczą walca. Przy nich nasze "gwiazdy" z Tańca z Gwiazdami to prawdziwi miszczowie som...
- Russians - ta aranżacja ma w sobie moc. Podobnie zresztą jak sama piosenka, czy raczej jej tekst.
- I Hung My Head - jedna z moich ulubionych piosenek. I Sting grający na harmonijce.
- Shape Of My Heart
- Why Should I Cry For You - to było po prostu piękne. Swiatła i muzyka sprawiały wrażenie jakby scena znajdowała się pod powierzchnią morza… Do tego ta gitara elektryczna... Polecam video: http://www.youtube.com/watch?v=VMxbPa4bleM
- Whenever I Say Your Name - Mary J. Blidge po prostu nie da się zastąpić i szczerze powiedziawszy pani która robiła podczas koncertu za drugi głos momentami mnie naprawdę denerwowała.
- Fields Of Gold
- Next To You
- A Thousand Years
- This Cowboy Song
- Tomorrow We'll See
- Moon Over Bourbon Street - nigdy nie przepadałam za tą piosenką, ale zagrali ją genialnie. Siedziałam przez całą piosenkę z bananem na twarzy. Sting w długim płaszczu, muzyka jak z horroru, na ekranach księzyc w pełni i wampir...
- End Of The Game - nie znałam wcześniej tej piosenki, a naprawdę warto jej posłuchać. Z orkiestrą brzmi ślicznie...
- You Will Be My Ain True Love
- All Would Envy
- Mad About You - kolejna piękna aranżacja
- King Of Pain
- Every Breath You Take
- Desert Rose - brakowało mi tu zdecydowanie głosu Cheba Mami, który nadawał temu kawałkowi prawdziwie orientalny charakter. Sam Sting to nie to samo.
- She's Too Good For Me - orkiestra równocześnie grała i tańczyła, ubierała błyszczące kapelusiki, rzucała nimi... się działo...
- Fragile
- I Was Brought To My Senses - na zakończenie genialne wykonanie a cappella
Ogólnie - magia w każdej sekundzie. Mimo, że to wszystko odgrzewane kotlety, w nowej aranżacji, warto było. Zdecydowanie.
Gdyby ktoś chciał się o tym przekonać w domowym zaciszu, polecam w ciemno wydawnictwo Live In Berlin, które ma się ukazać 26.11. Będzie w wersji [link widoczny dla zalogowanych] albo jako [link widoczny dla zalogowanych].
Opis i fragmenty Every Little Thing She Does Is Magic oraz Desert Rose można zobaczyć [link widoczny dla zalogowanych].
Na zakończenie (dla tych, którzy przetrwali relację, albo też od razu tutaj przewinęli ) parę zdjęć:
[link widoczny dla zalogowanych] [link widoczny dla zalogowanych] [link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych] [link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych] [link widoczny dla zalogowanych]
|
|
Powrót do góry |
|
|
Kim
Moderator
Dołączył: 13 Lip 2006
Posty: 800
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Posen
|
Wysłany: Pią 0:04, 19 Lis 2010 Temat postu: |
|
|
Cholera... zaczynam żałować, że nie poszłam na koncert u siebie... nie pamiętam kiedy ostatnio on brzmiał tak dobrze - żadnego seplenienia, długie dźwięki... widzę że jednak regularne koncertowanie dla prawdziwych wokalistów jest jak ćwiczenia dla mięśni - żadnego zdzierania głosu, ale nabywanie lepszej formy.
End Of The Game to jeden z moich ulubionych piosenek... nie wiedziałam że na żywo ją w ogóle śpiewa! (wyszła tylko w Japonii, jako b-side)... Brough To My Senses a capella... You Will Be My Ain't True Love... wrrr.
A jak 'Roxanne' wypadła? Wysokie partie dał radę?
A w ogóle, to do Poznania nie miałaś czasem bliżej?
P.S. I Hung My Head było dla mnie w młodości wyzwaniem z angielskiego! Nauczyłam się m.in. jak jest szubienica xD Genialna historia zaklęta w piosence.
|
|
Powrót do góry |
|
|
seeker
Dołączył: 04 Sie 2005
Posty: 1143
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Pią 9:32, 19 Lis 2010 Temat postu: |
|
|
End Of The Game nagrane przez tą samą osobę co Why Should I Cry jest tutaj. Niestety nie w całości.
You Will Be My Ain True Love szczerze nie znoszę. Prawie umarłam z nudów jak to śpiewał na Oscarach. Ale tutaj dało się to znieść. Ale to tak raz i nigdy więcej
Roxanne nawet dał radę. Tyle, że jest grana w takiej dość spokojnej wersji. Brakowało mi tej wstawki gdzie się powtarza "Put on the red light...".
Nee...ja zawsze mam bliżej do Wiednia Poza tym, jakoś średnio sobie mogłam wyobrazić koncert z orkiestrą na stadionie, głównie pod względem akustycznym. No i u nas, to raczej lans był, a z drugiej strony ziejące jadem komentarze przeciwników. Naprawdę lepiej pojechać do cywilizowanego kraju
Ja I Hung My Head swego czasu przygotowałam na angielski jako ćwiczenie do uzupełniania tekstu ze słuchu, tak mnie ten kawałek zafascynował.
[Edit] Btw, wiedziałaś, że Johnny Cash nagrał własną wersję tej piosenki?
Ostatnio zmieniony przez seeker dnia Pią 10:32, 19 Lis 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Kim
Moderator
Dołączył: 13 Lip 2006
Posty: 800
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Posen
|
Wysłany: Pią 13:34, 19 Lis 2010 Temat postu: |
|
|
Szczerze, to Wiedeń to był dobry wybór.
Na stadionie lans rzeczywiście panował, było sporo osób przypadkowych, a wszystkim odmarzły członki. Anna Maria uśpiła wszystkich jako support, a sam koncert chyba trwał krócej niż wiedeński.
Wersja Casha wyszła troszkę bezbarwnie w stosunku do oryginału - po tylu latach nie jestem w stanie się przestawić
Gratuluję zatem udanego koncertu :]
Ja 5.11.2010 akurat spełniałam swoje marzenie osobiste i udałam się do Berlina na koncert wielbionego przez mnie Alter Bridge.
Emocje jeszcze większe niż po obejrzeniu koncertu Synów w czasach największej do nich sympatii, ale nie będę Wam przynudzać, bo i styl nie ten (hard rock), i niewiele osób ten zespół zna (a wbrew pozorom nie jest on nieznany) i wymaga on sporej ilości przesłuchań żeby się wciągnąć (dwójka współpracowników już poległa, bo była na stałe narażona).
Tak czy inaczej, dzień ten zapamiętam na zawsze, bo jest to absolutnie najlepszy koncert, na jakim byłam w życiu (a wd zespołu jeden z 3. najlepszych w tym roku). Upewniłam się nausznie i naocznie, że Myles Kennedy to najlepszy wokalista rockowy jaki pojawił się w tej dekadzie - Xavier powinien uczyć się od niego etyki zawodowej (jako że kontrowersyjnie to brzmi - mam głównie na myśli pokorę i dbanie o głos).
Charyzmatyczny, sympatyczny - wyciągał 4 oktawy i grał na gitarze jednocześnie - mógłby pewnie przy tym jeszcze wiązać sznurowadła. Pozostaje mi tylko żałować, że jest tak niedoceniony i że ludzie kojarzą go głównie z trasy ze Slashem, gdzie akurat śpiewał w stylu Guns'n'Roses :/
Jak ktoś chce zobaczyć jak się bawiłam i jak nieszablonowo rozśpiewana i żywiołowa była publiczność niemiecka, widać o tutaj:
- dla nierockmanów
- dla rockmanów
W obu przypadkach żywiołowość mniej więcej od 2:30 lub później .
Jednym słowem, Synowie muszą się wysilić, żeby zrobić na mnie wrażenie w marcu
Ostatnio zmieniony przez Kim dnia Pią 13:53, 19 Lis 2010, w całości zmieniany 3 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Inga
Dołączył: 30 Cze 2010
Posty: 181
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Pią 22:36, 19 Lis 2010 Temat postu: |
|
|
Z zainteresowaniem wchłonęłam opisy koncertów i że tak sobie małego offtopa zrobię
Kim napisał: | Myles Kennedy to najlepszy wokalista rockowy jaki pojawił się w tej dekadzie - Xavier powinien uczyć się od niego etyki zawodowej (jako że kontrowersyjnie to brzmi - mam głównie na myśli pokorę i dbanie o głos).
|
Przyznaję, kontrowersyjnie .
Nie wydaje mi się, żeby Naidoo musiał od kogokolwiek uczyć się pokory. Jest – jak dla mnie – w zupełności ukształtowanym i bardzo dojrzałym artystą, a chyba właśnie takich twórców cechuje pokora.
Ale, to tylko tak na marginesie. Nie przewiduję burzy mózgów w tym temacie .
|
|
Powrót do góry |
|
|
Kim
Moderator
Dołączył: 13 Lip 2006
Posty: 800
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Posen
|
Wysłany: Sob 0:49, 20 Lis 2010 Temat postu: |
|
|
W pełni ukształtowany, dojrzały - ok. Ale pokora to zupełnie co innego.
Po prostu od długiego już czasu odnoszę wrażenie, że Xava ma spore ego i niezależnie od tego co nagra, oczekuje że spotka się to z entuzjazmem. W wywiadach nie słyszy się raczej by mówił jak bardzo docenia to, że może robić to co robi i tak dalej, natomiast nasłuchaliśmy się przez lata o misji otrzymanej od Boga i innych tego typu dyrdymałach
Co do dbania o głos - z jednej strony macie wytatuowanego rockmana, który nie pali, ogranicza alkohol i ostre potrawy w okresie koncertowania, a z drugiej bogobojnego podobno faceta łapanego bezustannie na paleniu trawy
Żeby było jasne - niech on sobie będzie jaki chce, odbierajcie go krytycznie lub bezkrytycznie - słuchać i tak go będę. Natomiast zdanie sobie zachowam
--------------
Żeby nie offtopować - podzielę się może jeszcze jedną relacją koncertową, bo mam dzisiaj zapędy pisarskie...
Zwłaszcza, że relacja jest dość dziwna - bardziej skupiona na samych przygotowaniach niż samej warstwie muzycznej.
A mianowicie, w październiku (25.) zjawiłam się w Warszawie na koncercie grupy Apocalyptica.
Wizyta w Stodole w ów poniedziałkowy wieczór była szczególna z dwóch powodów - jeden to sposób w jaki wszstko doszło do skutku, a drugi to fakt, że była to moja pierwsza wizyta w Stodole od czasów obejrzenia tam Synów. Bardzo sentymentalna podróż, nie ma co.
A wszystko zaczęło się od tego, że moim głównym motorem była chęć zobaczenia bardzo mało znanego zespołu niemiecko-brytyjskiego o nazwie Livingston, który grać miał jako support na całej trasie fińskiego zespołu.
Livingston to zespół bardzo nieszablonowy, z niesamowitym wokalistą z RPA - karierę rozwijają w Niemczech, ale póki co poza granice się nie zapuszczają stąd na cud zobaczenia ich na żywo nigdy nie liczyłam. O ich spportowaniu Apocalyptiki dowiedziałam się jak to zwykle bywa w takich przypadkach zbyt późno - nie ukrywam jednak, że się podekscytowałam. Jeżeli zastanawialiście się kiedyś jak można jechać na koncert tylko po to, aby posłuchać przez 1/2h supportu, to hej - patrzcie.
W ciągu dwóch tygodni udało mi się nadludzkim wysiłkiem wyszarpać na AlleDrogo bilet na koncert odbywający się w Poznaniu - dokładnie w moje urodziny, 20 minut piechotą od mojego własnego domu.
Dzień po wyszarpaniu biletu i pełnym triumfu powrocie z nim do domu w zębach, otrzymałam wiadomość, że koncert zostaje przeniesiony do innej lokalizacji i support tam w ogóle nie zagra. W rezultacie powiedziałam kilka bardzo brzydkich słów i pozwoliłam kolejnej osobie wyszarpać bilet ode mnie, sobie pozostawiając bolesną świadomość, że support zagra na drugim koncercie Apocalyptica - w Warszawie, a ja jednak jestem naznaczona klątwą.
Kilka dni później, pod wpływem wieczornej melancholii oraz - nie ukrywajmy - drinka z wysoką zawartością whisky, napisałam do chłopców z Livingston za pośrednictwem portalu MySpace co mi na sercu leży. Ku własnemu zdziwieniu otrzymałam odpowiedź i od słowa do słowa, od wiadomości do wiadomości (każdej kolejnej coraz dziwniejszej) roztoczyłam przed zdolnymi chłopcami bardzo mroczną wizję pogrążonej w gorzkie zadumie nad wredotą losu sympatycznej mnie. Wizja posiadała dodatkowe wstrząsające elementy, wskazujące niemłode już polskie dziewczę, jako jedyne w całym kraju posiadające ich oryginalną płytę i jako jedyne znające każdą piosenkę od deski do deski, a nawet wspak. Panowie od zaskoczenia szybko przeszli do zasmucenia i stwierdzili że być to nie może, aby jedyny fan w Polsce, a do tego jubilat cierpiał takie katusze. Zapytali uprzejmie, czy byłabym tak łaskawa i ruszyła dupsko swoje do Warszawy, w charakterze vipa. Chwilę trwało zanim odzyskałam umiejętności pisania, bo tego się akurat nie spodziewałam, ale odpisałam że byłabym łaskawa.
I tak oto przyszło mi oglądać Stodołę ponownie, po 4 latach.
Sam występ był bardzo godny, co było widać nawet po publiczności, która od głośnych deklaracji o nie-metalowym, shitowym i nieznanym supporcie, przeszła do entuzjastycznego klaskania i tupania nóżką.
Apocalyptica nie była mi już właściwie do szczęścia potrzebna, ale skoro już tam stałam, to przestałam także 1,5h przyjemnej muzyki metalowej na wiolonczelach.
Pierwszemu zetknięciu z lubianym artystą znanym doskonale z płyt i youtube'a towarzyszy zawsze to kilkuminutowe ekscytujące poczucie surrealizmu, które tak uwielbiamy. Wiecie - to olśnienie, kiedy przychodzi zestawiać znajome z tym co widać i słychać na żywo. Ja powiem tylko, że u mnie surrealizm był zdecydowanie wzmocniony - po koncercie jak na człowieka dobrze wychowanego przystało, poszłam podziękować panom z Livingston za zaproszenie. Reakcja była dość specyficzna ( zmarszczenie czoła - błysk skojarzenia - okrzyk 'oooo Kingaaaa! - uścisk na misia). Wokalista jako jedyny okazał zrównoważenie i ograniczył się do ukłonu i uścisku ręki. Chwała Bogu, bo był tak efektowny, że gdyby jeszcze był sympatyczny spakowałabym go do walizki i zabrała do domu przedstawić mamie.
Morał z opowieści: piszcie ludzie wiadomości na MySpace i nie bójcie się alkoholu. A tak serio - czasami przypadkom trzeba pomóc, a dla 30 minut dobrej muzyki warto przejechać 300km.
Ale to już wiecie...
Ostatnio zmieniony przez Kim dnia Sob 23:27, 20 Lis 2010, w całości zmieniany 5 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Inga
Dołączył: 30 Cze 2010
Posty: 181
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Sob 13:07, 20 Lis 2010 Temat postu: |
|
|
Że ma spore ego, ok . Ale ma też spory dystans do siebie: facet, który na złośliwe uwagi dotyczące choreografii w klipie AKBW odpowiada: Alles kann besser werden nie może być bufonem (ani artystycznie, ani prywatnie). Co do trawki – powiem tylko tyle, kiedyś wyglądał na takiego co trawkę i inne chętnie i dużo, teraz nie wygląda.
Mnie się wydaje, że Xavie mocno szkodzą niektórzy egzegeci jego słów (złośliwi dziennikarze, nieprzytomnie rozkochane fanki itp.), którzy doszukują się w wywiadach i tekstach rzeczy, których w nich nie ma (i nigdy nie było). Tego nie można nazwać nawet nadinterpretacją, to są po prostu nadużycia (w jedną albo w drugą stronę). To widać też w niektórych relacjach z jego koncertów, gdzie często opisują go: albo jak Mesjasza, który zawitał w skromne progi, albo jak nadętego buca-kaznodzieję, który stoi przy mikrofonie, wznosząc oczy do nieba wyśpiewuje słodkim i natchnionym głosem sacrosongi. A gdzie w tym wszystkim Naidoo? Nie ma go.
Kim, opis przygotowań do koncertu – chapeau bas! Fragmenty o surrealizmie i korespondencji z chłopcami z Livingstone nie mają sobie równych.
Na MySpace pisać, mówisz?
|
|
Powrót do góry |
|
|
seeker
Dołączył: 04 Sie 2005
Posty: 1143
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Wto 18:15, 15 Lut 2011 Temat postu: |
|
|
@Kim: kolejna szansa na Stinga...
[link widoczny dla zalogowanych]
Cytat: | Sting wystąpi 18 czerwca w Trójmieście. Potwierdziła to oficjalnie w poniedziałek spółka Music Marketing odpowiadająca za promocję występu artysty w Polsce. Koncert odbędzie się w ramach światowej trasy koncertowej Symphonicity.
Sting wykona największe hity w symfonicznych aranżacjach z towarzyszeniem orkiestry symfonicznej i zespołu. Artysta wystąpi w Ergo Arenie na granicy Gdańska i Sopotu.
Bilety na czerwcowy koncert w cenach 237, 265, 281, 336, 715 (VIP) i 814 (Pakiet Hot Tickets) zł dostępne będą w sprzedaży internetowej od soboty 19 lutego od 10.00 m.in. na [link widoczny dla zalogowanych] |
|
|
Powrót do góry |
|
|
Kim
Moderator
Dołączył: 13 Lip 2006
Posty: 800
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Posen
|
Wysłany: Wto 23:26, 15 Lut 2011 Temat postu: |
|
|
Wiem, słyszałam.
Nie stać mnie
Ech... tyle piękna człowieka omija z powodu małych papierowych paskudztw... ktoś się wybiera?
|
|
Powrót do góry |
|
|
Kim
Moderator
Dołączył: 13 Lip 2006
Posty: 800
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Posen
|
Wysłany: Nie 22:53, 29 Maj 2011 Temat postu: |
|
|
Już za 4 dni będę miała okazję być na 'Ursynaliach' - małe juwenalia aspirujące do miana prawdziwego muzycznego festiwalu.
Jadę dla wiadomo kogo (patrz: podpis) ale załapię się także na Guano Apes. Kolejny niemiecki zespół który wraca do mnie jak bumerang, niezależnie czy go lubię czy nie
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|